Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja lubię siłaczów, szczególnie ten jeden taki piękny jak posąg, nazywał się Freszt. Gladjator prawdziwy.
Ida skrzywiła się.
— Mnie tylko zajmowała ich energja, i takie bajeczne muskuły.
— Zazdroszczę paniom Madrytu — mówił Lulu.
— Więc jedźmy razem.
— Z żalem, lecz nie mogę, mam pewne sprawy we Widniu.
— Erotycznej natury — bąknął brzegiem ust hrabia Artur.
Obie panie ciekawie błysnęły oczyma. Lulu patrząc na hrabiego położył palec na ustach.
— Dyskrecja hrabio.... szepnął z uśmiechem i dodał głośno.
— Mam się tam zjechać z przyjaciółmi, Jockey-Club nas zjednoczy.
— Pękną tysiączki — rzekł młody hrabicz.
Lulu spojrzał na niego z góry.
— Mam ich dosyć, Ukraina mi dostarcza, zresztą nie daję zasypiać jej, żądam stale dochodów i administracja musi dawać.
— A strajków u pana nie było? — spytał hrabia.
— Nie uważałem na to, to rzecz administracji. Ja muszę mieć pieniądze i dają mi je.
— Podobno w tamtych stronach społeczny ruch rozwinięty?
— Nie słyszałem, może wśród drobnych obywateli.
— Owszem było parę nazwisk naszych, myślę jednak, że i oni robili społeczność tylko dla rozrywki. To ma nowy smak, przytem wzbudza zaciekawienie u plebsu. Jedni dążą w ten sposób do zabawy, inni dla rozgłosu.
— Bo nam już wiele rzeczy spowszedniało — odrzekła Ida — pragniemy nowości, a tych niema. Wieczny głód wrażeń.
Lulu wysunął głowę naprzód mrużąc oczy.
— Ja prócz wrażeń pragnę jeszcze jednego motoru do życia, najgłówniejszego...
— Miłości?... — podchwyciła Wika.
— Mamony
Wszyscy potwierdzili, Wika wzruszyła ramionami.
— Ja tam o to nie dbam, muszę mieć dużo złota i mąż mi daje.