Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I mnie, mnie mogą ogarniać takie dziwne uczucia?... Takie sprzeczności straszliwe?... Po wszystkiem co się stało ze Staszkiem, ja mogę patrzeć na Bieruzowa z życzliwością? Dziękować mu za jego dobroć — żandarmskiemu oficerowi?.... To zgrzyt! to ironja!... A jednak cóż on winien?... Jest rosjaninem i na służbie. Mógłby naprawdę być złym, gdyby chciał i miał to w swej naturze. On jest uczciwy, coś ma w sobie łagodnego, pomimo dzikich ogni w oczach. Wczoraj Julka patrząc przez okno, zawołała nagle: „Bieruzow idzie do nas, wiesz Cesia, że to dziwny człowiek“.
— Dlaczego? — spytałam.
— Ma w sobie coś, co bierze — odrzekła Julka. Zauważ tylko jego oczy i straszne i zarazem łagodzące.
Patrzałam na nią zdumiona. Nie znosiła go przecie, skąd ta zmiana? A Julka mówiła dalej.
— Albo jego brwi... zrośnięte jak czarne łuki.
— Prędzej jak nahajki — odpowiedziałam z gniewem. Rozdrażniły mię zachwyty Julki.
Ona spojrzała na mnie i odrzekła spokojnie, ale ironicznie.
— Czego się dąsasz? wiem, że ci się podoba „Andrej Andrejewicz“, ja się nie dziwie, bo on jest typowy. Zupełnie do Bohuna podobny.
— Szkoda, że żandarm! — rzuciłam nerwowo.
— A szkoda! — westchnęła Julka.
Nic już nie odpowiedziałam, bo zadźwięczały ostrogi w przedpokoju. Poznałam kroki Andrzeja. Zastukał do nas.
— Nie można! — zawołałam.
— Przepraszam!
— Cesia! on po polsku mówi — krzyknęła Julka.
— To i cóż!
Julka skoczyła do drzwi, pobiegła za nim do salonu. Słyszałam jak rozmawiali. Ja szarpałam chustkę na sobie. Gniew mię porywał niepojęty. Po kilkunastu minutach weszła Julka, była zmieniona.
— Co się stało?! — zawołałam.
Nie odpowiedziała ani słowa. Podeszła do okna i oparłszy czoło na szybie, stała cicho jakby zgnębiona. Lęk mię przejął straszny. Podbiegłam do niej i szarpnęłam za ramię.