Strona:Helena Mniszek - Verte T.2.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z lasem masztów okrętowych nikną w tej roztoczy powietrza, wody, która tu panuje samowładnie. Stada białych mew kłębią się nad morzem i kanałami, jak roje wielkich motyli. Słońce pali i zatapia wszystko w niezmiernie jaskrawej łunie. Wpłynęli na kanał. Elża zdumiewa się, bo oto statek sunie, jakby po rzece nawet niezbyt szerokiej, ujętej w groble, prostej niby szarfa blado-błękitna, i dziwnie cichej. Po morzu rozkołysanym kanał był jak tafla szklanna, okręt ślizgał się po niej swobodnie i pomimo, że na wielkości swej i na majestacie zyskiwał, wobec tej wąskiej wody i pustoszy piasczystej dokoła, to jednak miał wygląd bierny, bo nie robił wrażenia, że on przebywa ten kanał, lecz że kanał go posłusznie przenosi. Statek pozwala na to z dumą, jakby mówił: „drwię sobie z takiej wody, przedemną morza, oceany; dla nich zachowuję swój trud”.
A kapitan mówił do Elży:
— Cóż kanał... strumyczek wobec morza, prawda, pani? ale więcej on znaczy niż niejedno morze. Morze Czerwone odgrodziło się od Śródziemnego puszczą, aż tu Lesseps spłatał mu figla i przeciął barykadę. Marynarze mówią, że morze Czerwone od tej pory pieni się i burzy gorzej niż dawniej, zapewne też zbladło z gniewu, bo jak pani sama zobaczy, czerwone wcale nie jest, ale zawsze złe.
Gorska słuchała słów kapitana, ale zajęta była swoją myślą:
— Tędy przepływał Artur.
Słońce zapadało za skraj pustyni, zalewając ją purpurą, na cichych wodach jeziora Menzaleh drgały czerwone płomyki, jakby krople krwi. Krzyk żałosny czapli czy pelikanów wprowadzał do ogólnej melancholji krajobrazu nową nutę smutku. Udzielił się on Elży i to tak silnie, że łzy grube spadły z jej oczu. Wyobraźnia nasunęła okrutną wizję chorego Artura, płynącego tędy może bezpowrotnie. Krople szkarłatu na jeziorze wydały jej się krwią z rany Artura, z rany, jaką otrzymał przez nią... Skurcz dławił jej krtań tak boleśnie, że o mało nie wybuchnęła szlochem z pod serca idącym, ale dokoła było pełno ludzi, więc się pohamowała. Utkwiło jej w pamięci jedno zdanie Artura, jeszcze kiedyś na Rivierze wypowiedziane: „uczucia dzielę na osobiste i ogólno-ludzkie; pierwsze chowam skrzętnie dla siebie i swoich najdroższych, bo chcę, aby były zawsze czyste”. Elża bała się, by jej uczuć nie sprofanowali ludzie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W Suezie byli w nocy.
Górska widziała tylko światła portowe w dokach i na statkach* oraz takie same tańczące na czarnej toni zatoki. W oddali wielka latarnia morska rzucała smugę świetlistą w kształcie ogona komety; fale, huśtając się, rozszerzały lub zwężały ten zalew dobroczynnego blasku, igrając z jego iskierkami.