Strona:Helena Mniszek - Verte T.2.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Poniosła ją niebywała siła ducha, woli, energji, mocy. Z rumieńcem na twarzy a blaskiem w oczach zerwała się z krzesła.
— Żegnam panią.
— Pani odchodzi?
— Pozamykają biura, już jest późno, muszę śpieszyć.
Panna Izabella bacznie patrzyła na Gorską. Brzask jakiś nowy na twarzy Elży, jej płomień wewnętrzny uświadomił sprytną Szwajcarkę. Ścisnęła rękę Elży.
— Gdybym się pani przydała, służę z chęcią, mam duże znajomości, wpływy.
— Może skorzystam — prędko szepnęła Elża i wyszła.
W godzinę potem Gorska oczekiwała rezultatu podanej prośby.

X.

Express wojskowy Berlin — Bazylea rwał przez puste, ośnieżone pola Brandenburgji całą siłą pary, kolorowe dzwona pociągu lśniły w słońcu, migały szyby szerokich okien przedziałów i restauracji, w których widać było uniformy strojne i błyszczące pikelhauby.
W malutkim coupée siedziała Elża Gorska zamyślona, bez ruchu, zdawała się być whaftowaną w plusz kanapy. Ręce jej splecione na kolanach drżały czasem nerwowo i zaciskały się jakby skurczem bólu, myśl pracowała bez przerwy, żłobiąc na czole zmarszczkę pionową, bolesną. Pierwszy raz od przyjazdu swego z Warowni do Warszawy, od otrzymania listu Artura, zastanowiła się nad wszystkiem poważnie. Przez te kilka dni była podniecona, zajęta wyrabianiem pozwolenia na wyjazd za granicę, zwalczaniem piętrzących się przeszkód. Działała szybko, z energją zaciekłą i niezłomną stanowczością. Nie zwróciła się nawet do panny Izabelli o pomoc, z trudem, mozolnie, szaleńczo nawet dążyła do swego celu i oto zwyciężyła. Pozostała po za nią Warszawa, kraj, Warownia, Tomek. Na myśl o Tomku ból przenikał jej duszę. On już jest w Warszawie, już są zapewne i Burbowie, a ona ucieka w obce kraje, ucieka w obawie, by jej nie dopędzono.
Wie, że pogoń jej nie grozi, że już jest bezpieczna, ale nerwy stargane wywołują ciągły lęk, ciągły niepokój. Budzi się nagle zapomniany zupełnie wyrzut, że rzuciła Tomka, rodzinę, kraj, rzuciła wszystko dla... tamtego. Lecz oto słodycz napływa do serca, olbrzymie zda się skrzydła rozwijają się u ramion, łopocąc tryumfalnie. One niosą ją do Artura ukochanego nadewszystko i jedynie. I znowu szczęście zaćmiewa myśl, że Artur chory, że może już...
Rozpacz targa nią bezlitośnie, straszliwa trwoga rozdziera jej duszę i znowu wiew nadziei w miłosierdzie Boże uspakaja i koi. Wszakże wiedziałaby, gdyby... a przecie Izabella mówiła, że już