starą chłopkę, Likierę, taką głupią, dobroduszną babę; kiedyś znowu, no mniejsza... a dziś śniłam, że wiązy w Warowni płakały, takie ogromne łzy płynęły z ich konarów, a w szumie nagich gałęzi był szloch... Och jej... okropny sen — wstrząsnęła się.
— Hm, to nadzwyczajne — mruknął Dovencourt Howe — zapalając cygaro.
— Arti, ty nie żartuj, bo może tam się u nich coś złego stało.
— Ależ ja nie żartuję, Elly, sam wierzę w przeczucia i sam ich często doświadczałem, wprawdzie głównie co do ciebie. Obecnie... przyznaję, że wrażliwość twoja jest nadzwyczajna. Hm... niezwykła.
Elża spojrzała na męża uważnie. Miał wyraz skupiony, zimny. Zbyt długo, rozpalał cygaro.
— Arti, ty coś wiesz złego.
— Ja... Per Bacco... to ciekawe.
— Arti, ty coś wiesz napewno — wykrzyknęła — powiedz, mój najdroższy, nie trzymaj mnie w takiej niepewności. Ty napewno coś wiesz, napewno.
Dovencourt wziął ją silnie za obie ręce i przyciągnął do siebie.
— Owszem, wiem, że moja pani jest przenerwowane, nadczułe, czasem nieznośne, ale moje, bardzo kochane, dziecko. Oto wszystko.
— Jakie ja tam dziecko, stara już jestem.
— Nadzwyczajnie, znać to nawet na tobie i w tobie. Balzac byłby z ciebie zadowolony, utwierdzasz jego teorję o kobiecie.
— Więc nic się nie stało naprawdę? miałeś taką dziwną minę. Lękam się jakoś o Burbów. Pisałam, jak wiesz, do dziadka po ślubie z Rzymu przez tę waszą okazję; całe serce swoje włożyłam w ten list. Ale odpowiedzi niema ani od dziadka, ani od Uniewicza.
Widocznie wykreślili mnie z istot żyjących.
— Pisanie twoje do dziadka, który jest przedewszystkiem ojcem Tomasza, było także trochę ryzykowne. Zostawmy Burbów, jedyna, może to egoizm, lecz chcę ciebie mieć... dla siebie i już tylko moją.
— Jam twoja i z tobą zawsze — rzekła Elża poważnie — nigdy nie czułam się tak szczęśliwą, jak tu z Tobą w Wedeware, ale to już leży w mojej nieszczęsnej naturze; gdy mi źle, marzę o szczęściu i pragnę go, gdym szczęśliwa, odwracam kartę i szukam smutnych wspomnień i przyglądam się im z bólem.
— Pragnąłbym jednak, dziecko, abyś karty naszego szczęścia nie odwracała już nigdy.
— Nie odwrócę Arti, bo w niej zamykają się moje wszystkie najdroższe marzenia, ona zawiera cud moich pragnień, ziszczenie tęsknot i mój złoty sen. Więc, jeśli teraz próbowałam odwrócić tę moją świetną kartę, to tylko dzięki wyrzutom sumienia, które mi nie pozwalają zapomnieć, że mój kwiat życia wyrósł na klęsce
Strona:Helena Mniszek - Verte T.2.djvu/111
Wygląd
Ta strona została przepisana.