Strona:Helena Mniszek - Verte T.1.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Burba milczał.
— Cóż ty zaniemówiłeś? Przecie Karolcia spała, więc chyba nie z jej powodu te twoje nieme rekolekcje.
Milczenie.
— Ach, Tomek, nudny jesteś. Dąsasz się, sam nie wiesz dla czego. Mam wrażenie, że, zamiast u... śpiącej Karolci, wolałbyś być na mojem miejscu, tam pod oknem. Zazdrościsz mi i dlatego zły jesteś.
— Tfu! — rozległo się w pokoju z pasją.
— No, skoroś przemówił nareszcie, to teraz — dobranoc!




IV.

Elża ocknęła się z głębokiego snu, otworzyła oczy szeroko i ciekawie spojrzała dokoła.
— Warownia! ach tak, jestem w Warowni. Podróż koleją, potem sankami, wilki, wieczór w rodzinie Burbów i oto już ranek. Szary jakiś dzień, zima, brrr...
Wyskoczyła z łóżka, stanęła w oknie.
Śnieg i śnieg, białe wały, góry śniegu. Dokoła stoi czarny bór, oszroniony sadzią mrozu. Biała pustka, biel i chłód. Elża zadrżała. Przykre nad wyraz uczucie owładnęła nią całą.
— Poco ja tu przyjechałam.
Taki lęk wpełznął do jej duszy, taki żal za słońcem, błękitem i morzem, że nagle poczuła w oczach łzy. Ze ściśniętym sercem patrzyła na białe zaspy, na głębie leśnego wału i żaliła się sama przed sobą.
— Taka pustka, jestem tu jak za chińskim murem, cóż mnie tu zaniosło?..
Ze zwieszoną głową, apatycznie wróciła do łóżka.
Wspomnienie Riviery, pożegnanej przed kilku dniami, nie dawało jej spokoju. Wszystkie obrazy, widoki stanęły przed nią jak na jawie, zdławiła ją gnębiąca tęsknota. Tu zimno, biało, pusto, a tam, słońce zalewa potokami błękitne fale morza ukochanego, góry, winnice; całuje róże krwiste, ozłaca białe wille, pałace, hotele. Życie wre, bulwary szumią wesołą rozmową tłumów, jest szeroko, przestrzennie. Ach, tam jakoś życie porywa, unosi w krainę snów i baśni. A tu — taka głusza. Cóż ja tu robię w tej puszczy?..
Żywo sięgnęła do ręcznej walizki i wydobyła z niej duży zeszyt, oprawny w krokodylą skórę. Ułożyła się wygodniej w łóżku.
Otworzyła książkę w jakiemś miejscu. Uśmiech rozjaśnił jej twarz. Zaczęła czytać.

„Miałam dziś bardzo miłą chwilę. Zrobiliśmy wycieczkę do Antibes samochodem. Artur sam kierował motorem; siedziałam z nim, a poza nami starzy Chreptowscy i młodzi państwo D’Ivonie. Cudna jazda tym ślicznym ciemno-ponsowym