Strona:Helena Mniszek - Verte T.1.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Panna obrzuciła krytycznym wzrokiem strojną postać Elży.
— Wracasz z teatru, z balu, żeś taka elegancka? — spytała ciekawie.
Pani Renardowa przerwała jej wywiad.
— Był list, Elżuniu, od pani Burbiny z dopiskiem Cezarego. Wzywają tam was na gwałt. Złajali mnie, że ciebie ciągałam po szpitalach, martwią się o twoje zdrowie.
— Trzeba im napisać, że już wydobrzałaś, — uśmiechnęła: się panna.
Rumieniec oblał twarz Gorskiej.
— I, że już chodzę na bale, — odrzekła sucho.
— A cóżby to szkodziło? Człowiek powinien to robić, do czego ma powołanie, — zauważyła Renardowa.
— Ty, Elżo, jesteś przecież dzieckiem szczęścia — wtrąciła znowu panna Ada, a pani Renardowa rzekła śpiewnie:
— No, więc lubi atmosferę, odpowiednią do swego przeznaczenia. Bywajcie zdrowi, czas na mnie. Każcie sobie dać herbaty. Mego męża naturalnie niema, siedzi gdzieś, jak zwykle przy kartach, albo w cukierni, na niego nie czekajcie z herbatą.
Weszły obie do windy.
— „Dziecko szczęścia“ — wszyscy w rodzinie tak mnie nazywają. To ciekawe, — śmiała się, gdy Tomasz zdejmował z niej futro.
— Czy nie przyznajesz sobie tego?...
Smutek drgnął w jego głosie.
— Mój drogi, nikt mię nie zna z tych, co mnie taką nazwą chrzczą. Któż z nich zna moją duszę?... Sądzą mnie powierzchownie. Niech im to idzie na zdrowie! Opinja ich o mnie jest mi doskonale obojętną. Nie staram się im nigdy przypodobać i to ich razi.
— Ciotka Renardowa bardzo cię kocha.
— Ona tak, ale słyszałeś Adę?...
— Ada pierwsza poszłaby na bal, tylko w sekrecie, a ty nie byłaś, ale mówisz, żeś była. Gdzie jednakże siedziałaś cały wieczór, Elżuchna.
— W Filharmonji, na koncercie.
Zdziwił się i poczerwieniał... Przykrość odmalowała się na jego twarzy, żal drgnął na ustach.
— Nic mi o tem nie mówiłaś.
— Chciałam sama posłuchać muzyki, w skupieniu... pomarzyć. Ty mnie znasz, Tom.
— Ja bym ci widocznie przeszkadzał. Czy tak?...
Elża ze drżeniem oczekiwała listu, bała się więc rozmowy z narzeczonym, nie podchwyciła jego słów, lecz pod pozorem bólu głowy poszła do siebie. Niepokój ją męczył, że dziś listu nie będzie, że jest już późno, a panna Izabella przyśle list jutro. Ale jakże spędzić noc w tak okropnem napięciu oczekiwania jutra?... Elża rozbierała się wolno, gdy weszła służąca.
— List do pani, przyniósł jakiś chłopak, prosi o pokwitowanie.