Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

adjutant, kozak, pomimo obycia klubowego i w salonach gubernatora tropił się narazie w towarzystwie świetnej i swobodnej Polki, lecz jej oczy tak obiecywały, głos wirtuozowsko wibrował, tak go brała, że nowy ataman rychło uczuł gorący prąd w żyłach, jak po kieliszku dobrego koniaku, Źrenice czarne zapaliły się, rumieniec okrasił wypukłe trochę z tatarska policzki, zafalowały nozdrza młodego stepowca i swoboda, nawet werwa buńczuczna silnym bałwanem buchnęła w jego wschodnią naturę. Hrabina, z zadowoleniem obserwując te zmiany dońca — zanotowała nowy swój tryumf.
Trzeci z przybyłych, jakiś dostojnik, którego zwano ekscelencją, był błyszczący strojem, lecz ponury, małomówny. Zerkał na towarzystwo małemi jak pieprz oczkami i ciągle coś żuł, niewypowiadane słowa czy dym z cygar. Podszedł do grupy z gubernatorem, lecz tam pobity został dowcipem i elegancją Mussina, podsunął się tedy do fortepjanu, lecz Blűthner odrazu zadźwięczał pasażami. Przytem piękna pani tak pilnie wskazywała coś w nutach adjutantowi, że błyszczący dostojnik i tę placówkę uznał za straconą. Stanął przeto przy pudełku z cygarami i zaczął z zajęciem czytać etykiety. Otoczyło go kilku panów, lecz obopólnego zadowolenia nie było. Dostojnik nie umiał się asymilować. Dam nie pociągał, mężczyzn — nie bawił. Patrzał za to na gubernatora z miną, jakby się dziwił, że rozsiewa humor i dowcip bez celu. Co mu na tem zależy, order za to dostanie czy co?... Wielkie to pany, no tak „polskije kniazia“, a już mieszkają „tak rozkosz“, ale w Petersburgu oni nic, ni plecy, ni protekcja, ot sobie zabawa — gubernator to lubi, tak się i bawi.
Dla mego chluba, że z takimi panami przestaje, zawsze to miło, a dla nich też, zdaje się, honor niemały z Wysokiem „naczalstwem“ tak sobie żyć jak „druzja“. Wielkiego zysku z tego niema, ale przyjemnie choćby ot,