Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Polewaliśmy na równiku, jeżdżąc na słoniach, a potem odpoczywaliśmy w wygodnych szałasach-pawilonach. W fiordach marzyłam na pokładzie statku spacerowego. Ale to nie to, czego bym chciała. Pan zepewne inaczej używał tych cudów?...
— Toż pewno, że bardziej pierwotnie. Mieszkałem w pustyniach dla swych badań przyrodniczych. Polowałem i ja, ale samotwór z jednym krajowcem i z psem tylko. Hej, hej, dobre to były lata, młode, silne, zapalne. W pomroce już one, pokryte mętnią czasu.
Pustelnik westchnął, podniósł w górę głębokie swe dobre oczy i zamyślił się z rzewnym jakimś uśmiechem na świeżych jeszcze, jak jagoda jesienna, ustach. Napływały doń wspomnienia dni minionych, dni, które już zapadły w przeszłość, by nie odrodzić się nigdy w cudnej swej jawie; dni, które już spopielały przez czas i teraz na popieliskach swych wydają jeno piękne kwiaty wspomnień. Profesor zrywał je układając w równianki, oczyma, zda się, widział ich barwy, zapatrzył się, zasłuchał w ich szmery, zapomniał jakby o obecności księżnej.
Młoda kobieta trąciła go lekko.
— Profesorze kochany, zbudź się, bo jesteś w ekstazie wspomnień, jakby — wniebowzięty, A tu wszakże Smolarnia, lasy wołyńskie, nie podzwrotnikowe puszcze.
— Tak, tak, ot, przepraszam księżnę. Zadumałem się o fali życia, która się już rozbiła o brzeg; żaden wicher już jej na pełne morze nie wyrzuci. Tu na tej polanie mój port, ostoja po tułaczce życiowej. I miła, bardzo miła przystań, z łaski księżnej otrzymana.
— Z jakiej tam znowu łaski? profesorunio kpi! Wybrał sobie mieszkanie jak prosty osadnik, bez żadnych wygód. Przecie to śmieszne, żeby nawet krowy, ani konia, ani nic, nic z Jurowa nie przyjąć, czy to się godzi?!
— Ale mam las, łąki, wyręby, drzewko.