Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na obcych dworach, teraz, gdy kraj oczekuje wschodu jutrzenki wyzwolenia, oni także gremjalnie wycofali się z granic ojczystych, na nieprzyjacielskie ugory. Nie chcieli być w zastępach oczekujących, wierzących i walczących, poszli tam, gdzie wygodniej. Sybarytyzm, egoizm — myślała księżna z goryczą. — I to my, my... magnaci?... taki serwilizm dla wroga, gremjalna ucieczka pod jego knut po tylu zawodach? Skąd takie przywiązanie, skąd ta ufność bezbrzeżna w ich obietnice i skąd ten pewnik w ich moc?... Jakie pobratymstwo łączy nas magnatów rodowych. I to my pierwsi poszliśmy za nimi? Cóż nas tam pociągnęło, jakiż tam urok nas porwał? Wzgląd praktyczności, wzgląd trzymania się większej siły? I to my, magnaci?... gdzież nasze tradycje?... Prawnuczka byłych wojewodów, kanclerzów, hetmanów, senatorów zwiesiła głowę nizko nad balustradą krużganka, opanowały ją wspomnienia tradycyjne, szumiały, jak rój os i szerszeni, słyszała ich syk, czuła ukłucia. A jednak oni, jej pradziadowie, nie popełniliby jeszcze dezercji z własnych okopów do nieprzyjacielskich.
Księżna podniosła czoło z dumą.
— Nie, moi nie zrobiliby tego... i ja... nie zrobiłam! A Kryst?...
Głowa księżnej znowu opadła nizko, rój os stał się chmurą trutniów i bąków kąśliwych. Wstyd się wzmógł i okropnie bolało w duszy, Kryst, jest mąż, ojciec jej dziecka, pochodzi z... tamtych. Atawizm go nie wstrzymał, atawizm go popchnął. A teraz... teraz... Czy tam istotny blask, czy złudny pozostaje fakt, iż się za blaskiem goniło, nie bacząc, że to, co winno być najdroższem, okrywają mroki. Księżna zasłuchała się w swych myślach, zanurzyła w nich. Błyszczały i bladły nad nią gwiazdy, huk dział umilkł, tylko głuche hurkoty kół tętniały dokoła. Tam na dole gotowało się jeszcze, wrzało. Tumulty głośniejsze wznoszone to tu, to owdzie świadczyły o nieskoń-