Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zgasł, co już nie w mojej mocy podtrzymać, pozostanie przyzwyczajenie do czynu i tenże obowiązek. Ot... ot...
— Krystyn może w niej to systematycznie niszczyć własną niechęcią, uporem... — mruknął bez przekonania hrabia Salezy.
Lecz pustelnik energicznie zaprzeczył.
— Nie! Upór księcia podnieca tylko księżnę. On jest twardszy, ale kto wie... może i on przejdzie do obozu żony.
— Ha... ha ha! — śmiał się hrabia — to już byłby nie tylko przewrót Jarowa, ale chyba przewrót całego świata!
— Przewroty takie zdarzają się niekiedy, panie hrabio, w ludzkich jestestwach nawet bez pomocy zewnętrznych wypadków. Ot... już tak.
— No... aby nie u księcia Krystyna. Jestem o niego spokojny!
I przypomniały mu się słowa księżnej, że mąż jej na szlaku idei żadnego nie widzi promyka, bo mu żaden nie świeci.
Lecz myśli tej nie wyraził głośno.