Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szy i oszpeci to piękne i stare gniazdo.
Hrabia rzucił na kuzyna wzrok, pełen chłodnej satyry, i rzekł zimnym tonem:
— Egzażerujesz Krystynie, chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz? Ale wierz mi, Bożenka Jarowa nie zeszpeci.
— O... o!.. to więc i stryj jest jej sojusznikiem? Nie przypuszczałem! Widzę, że to cały spisek! Zobaczymy tylko, jak wyjdzie na tem Jarów i jego kasa. Sumy płyną poważne, choćby za koncesje otrzymane od rządu. Może się to wszystko zemścić na Krysiu. Ha... ha... ha... będzie to filantropja, oparta na zubożeniu rodzonego dziecka. Violâ!
— Daję ci słowo Krystynie, że nic nie wiedziałem o działalności Bożenny w tym kierunku. Co zaś do zubożenia Krysia, to... bądź spokojny. Miljony Jarowskie wystarczą na dużo, na bardzo dużo nawet krezusowych fantazji. Wasze życie dotychczasowe nie uszczupliło jednak kasy, nie zmniejszą jej również wszelkie inowacje twojej żony. Może czerpać... nie zabraknie.
— Zapomina stryj, że i moje dochody zasilały nasze wydatki i rozrzutność Eny. Lecz na te awantury obecne swoją kasę zamykam.
— Sądzę, że się Bożenka o nią nie upomni.
Hrabia był niezwykłe rozdrażniony. Książę spojrzał ma starego z gniewnym błyskiem oczu i rzucił już wciekły:
— Wszystkiemu winien ten mamut, ten dureń...
— Kto taki?...
— Ten pustelnik ze Smolarni, włóczęga, przybłęda ten... ten jakiś profesor od robaków. Wypędziłbym go na cztery wiatry, ale cóż, jest na jarowskich terytorjach, zatem nietykalny...
Książę rozłożył bezradnie ramiona.
— Czy na długo wyjeżdżasz? — spytał hrabia Salezy.