Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Antoni powraca z Ameryki. Śpieszy bardzo do wsi rodzinnej, bo to już Wielka Sobota, przed nim zaś kawał drogi.
— Na święta do domu, do rodziny, już na zawsze — myśli Antoni z podniosłem uczuciem.
Za oceanem przebył parę lat. Dużo świata widział, dużo nowych ludzi. Dwa razy chorował ciężko z nadmiaru pracy. Przetrwał straszliwą burzę morską. Miesiącami nie widywał światła dziennego, zajęty w kopalniach. Pracował, jak wół, ciągnąc mozół, i nawet nie wiele zarobił. Pieniądze pochłonęły choroby i podróże tam i z powrotem. Nareszcie jest w kraju; rwał się do niego, tęsknił, zamierał z żalu, że może go już nie ujrzy.
Ale Bóg łaskawy, pozwolił synowi powrócić do matki żywicielki. Antoni od odległej stacji kolejowej idzie piechotą, rozgląda się ciekawie po niwach odmłodzonych wiosną, ogarnia wzrokiem rozpromienionym pola orane i futra ozimin bujnych, krótkich, lecz gęstych.
Białe i niebieskie przylaszczki rozbiegły się już po lasach, niby dzieci krasnoludków, hoże, w koszulinach, i panoszą się, głusząc młodą trawkę.Sasanki, blado-lila włochatki, tworzą miejscami sute bukiety. Idą za niemi jaskry-pływacze, rozsiadłe na zielonych tratwach liści; pełzną w bagienkach i na mokradłach i zakładają swe stolice. Głowy dumne, krzycząco żółte wzniosły do słońca, grzeją się roz-