Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Powódź takich haseł zalewa rozegzaltowane umysły ludowców i demokratów, ale są to piany na niezgłębionym nurcie, płynącym z odwiecznych źródeł, poruszanych archaicznemi prądami.
Piany burzą się do czasu, poczerni wsiąkną, zasymilują się z nurtem i giną. Więc nie pian, lecz fali o hasłach ideowo-narodowościowych potrzeba, całego nurtu, by humanitarne dążenia cywilizacji zdobyły swój święty cel. By ludzie wszyscy poczuli się ludźmi, by zapanował idealnie we wszechświecie duch-człowiek.
Gdy większość zapragnie wyżyn i tęsknić za niemi będzie, wyżyny się opanuje, zastosowując je do spraw i potrzeb ideowych i kulturalnych w nowej, odrodzonej ludzkości; wówczas i pleśń wiekowa opadnie, znikną mgły i stęchlizna; wzejdzie nowe słońce wyzwolonej z oków idei i potokami swemi, płonącą kaskadą światła i ciepła zaleje, obudzi zapali ludzkość. A ona sam a wówczas przejrzy i ujrzy wszystko i zrozumie i odczuje, gdzie jest jej czyn.
Zadumany wędrowiec widział w wyobraźni szczęśliwe pokolenia, którym danem będzie żyć w pełni światła. Zapatrzył się w tę wizję, jak w czarowną złudę fata-morgany.
Z boskich objawień cudu przyszłości ocucił go przykry, wstrząsający dreszcz, czysto fizyczny, z chłodu i wilgoci. Przepiękne wizje wymarzonych ideałów znikły niby zdarte ręką brutalną. Zobaczył znowu przed sobą „ogonek“ w bladym świcie mglistego poranku. Dzień rzucił na twarze tych ludzi trupi, straszny refleks. Stygmat biedy, zmęczenia i kompletnej apatji osiadł na rysach. Po stacie chyliły się naprzód śmiertelnie znużone.A obok nich otwierano sklepy, zgrzytały żaluzje,