Przejdź do zawartości

Strona:Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

PERSEFONA (lekko).
Ozdoba boskich szeregów... Tak, jest urodziwy...
CJANA.
I poeta, śpiewny, muzyk, w ideałach błądzi; marzeń przecudnych odwiedza krainy...
PERSEFONA (drażniąc się).
Na lutni wygrywa, wawrzynem się wieńczy... A Muzy go do snu kołyszą... kołyszą i wznoszą hymny do jego urody. Oddaję ci go, Cjano, oddaję z rozkoszą.
CJANA (pochyla głowę z ukłonem).
Nie dla mnie on, Pani!
DEMETER.
Dość już tej krytyki! Jesteś wybredna, piękna moja córo, i nikt cię widzę nie zadowoli, skoro sarkasz nawet na bogów Olimpu.
PERSEFONA.
Są mi oni wszyscy tylko obojętni i takimi będą; byle w ich szeregi mnie nie postawiono. Chcę pozostać z boku nie zaś pośród grona.
DEMETER (niespokojnie).
Rzecz to niemożliwa. Jesteś boginią, jako ja i oni, tu więc jest twój byt i trwanie twoje. Jednego z bogów Olimpu poślubić ci trzeba.
PERSEFONA (stanowczo).
To się nie stanie! Przenigdy.