Strona:Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
midzie ze srebrem, głowa i twarz w przyłbicy czarnej, postać rycerska, groźna; nogi w srebrnych blachach, czarne sandały. W ręku opuszczona, zagasła pochodnia).
SCENA VII.
PLUTON, MINOS, GORGONY i TANATOS.

MINOS (wskazując na przybysza).
Tanatos ich panem.

(Meduza, spostrzegłszy Tanatosa, wydaje dziki, ohydny wizg i rzuca się w kąt poza kowadło Hefajstosa, żmije na jej głowie syczą).

MEDUZA.
Czego on tu, czego?!... Łaski, Władco piekieł!... Boję się... boję... boję!
PLUTON.
Skąd przychodzisz, synu Nyksy?
TANATOS (głuchym głosem).
Idę z ziemi. (Do Meduzy). Nie trwóż się, potworo. Siostry moje, Mojry, nić twą jeszcze przędą; gdy Atropos ją przetnie, ja schylę pochodnię.
MEDUZA (z wyciem).
To Nimfy, to Nimfy wydadzą na mnie wyrok. O, Panie otchłani, ratuj nieszczęsną!
PLUTON.
Milcz, łakoma życia! (Do Tanatosa). Zgaszona twa pochodnia, ponury Tanatosie. Miałeś żniwo na ziemi, widzę.