Strona:Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ki, ułomny, kulawy, w brunatnej krótkiej szacie, szlifuje z uwagą jakąś zbroję. Głowa kędzierzawa, twarz satyra, drwiąca, lecz nie błazeńska, nawet sympatyczna. W głębi, u wejść do pieczary stoją potworne jakieś dziwotwory; służalcy i duchy podziemne, karzełki).

SCENA I.
PLUTON i HEFAJSTOS.
HEFAJSTOS (nie przestając szlifować, zerka na towarzysza, po chwili mówi).

O czem rozmyślasz, cieniowładco? (Pluton nic nie odpowiada). Nudzisz się, Plutonie! Coraz częściej zapadasz w ponure milczenie. Jesteś zbyt poważny. Co cię trapi, możnowładco piekieł?...
PLUTON (obojętnie).
Ach! ty tego nie pojmiesz.
HEFAJSTOS (chytrze).
A jeśli zgaduję?...

(Pluton patrzy na towarzysza uważnie. Hefajstos dobrodusznie).

Nie dziw się, Aidesie! Jestem przebiegły, nauczyło mnie tego małżeństwo z piękną Afrodytą, będąc zaś synem Zeusa i przemądrej Hery, potrafię wnikać w dusze. Ehe!... Jesteśmy bogami nieśmiertelnymi, to tylko różni nas od ludzi, ale pragnienia, żądze, namiętności, tęsknoty, też same są u nas, co wśród ludzkich gmin