Strona:Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
(Pluton zwraca się do Persefony, która z zachwytem i podziwem patrzy na niego).

PLUTON (z wściekłością).
Chcą mi cię zabrać!... Ha! Niech spróbują!...
PERSEFONA.
A gdybym ja posłów Zeusa widzieć chciała?...
PLUTON (spokojnie).
Skoro ja ich puścić nie chcę, ty się zastosować musisz!

(Kora patrzy na niego przez chwilę).

PERSEFONA (w podnieceniu).
Więc nie oddasz mnie nikomu? Nawet gdyby Zeus żądał zwrotu mego na Olimpu górę?...
PLUTON (zimno).
Nie Zeus włada tobą, lecz ja! Mną zaś nikt!!
(Persefona zrywa się jakby biedz do niego chciała, unosi ją jego moc. Łamie się jednak w sobie, wreszcie odwraca się podchodzi do ławy granitowej i siada na niej. Pluton bada ją wzrokiem, poczem zbliża się do skrzyni; stojącej na zydlu blizko tronu, wyjmuje ze skrzyni piękne klejnoty, sznury pereł, naszyjniki, djademy z rubinów. Z naręczem klejnotów zbliża się do Persefony z uśmiechem. Wkłada naszyjnik z rubinów na jej szyję, takiż djadem na głowę, owija ją sznurami pe-