— Ojciec również nie powinien mi bronić szczęścia dla jakichś urojonych przesądów. Żonę ja sam sobie wybiorę, już wybrałem, i nikt, nikt, nawet rodzony ojciec, nie wzbroni mi tego.
— Nie jesteś wybredny! Ja zabronię zawsze, skoro zechcę, ale... nie jesteś wybredny! Córka Korzyckiego z Zapędów miałaby być moją synową? Parantela iście godna zazdrości. Papo... wiadomy, o którym nikt w okolicy dalszej i bliższej dobrze nigdy nie powiedział, braciszek jeszcze ponętniejszy: siedzi pod kluczem, delikatnie się wyrażając i za co?... Oto za sfałszowanie weksli, co już przybrało takie rozmiary, że został napiętnowany w pismach, a w końcu prawo go dosięgło i umiejscowiło. Powtarzam, śliczna parantela!
Maryś stał, jakby pod batami. Doznał chwilowego wrażenia, że Gustaw jest jego bratem i że on za niego cierpi. Straszliwe upokorzenie, gryzący wstyd owładnął nim z tyraniczną siłą. Uczuł żal do ojca, do siebie, sam nie wiedząc zz co, i żal do Maryli. Ale głównie żałosną skargę swą wysłał do obu Korzyckich, skargę bolesną, ale aż naiwną, bo przemawiał do nich z wyrzutem:
— Pocoście to zrobili? Poco mię unieszczęśliwiacie?...
Turski mówił dalej.
— Z Korzycką nie pozwolę żenić się synowi, za nic! To sobie wytłomacz raz na zawsze i ona niech o tem nie myśli. To wykluczone! To nie jest żona dla Turskiego.
Maryś otrzeźwiał. Zaczął mówić wolno, ciągnąć wyrazy, ale z mocą.
— Ona również o ten... wielki honor, nie dba zupełnie. Może ojciec być spokojnym, niebezpieczeństwo minęło. Panna Korzycka zaręczyła się z baronem Poszyngierem, nie będzie panią na Turowie, tylko miljonerką kurlandzką.
Zaległa cisza. Turski był ogłuszony niespodziewaną wieścią, myślał na razie, że syn żartuje. Ale młodzieniec zawołał szyderczo.
— Szczęsna nowina! Ha ha!
Ostry turkot przed gankiem zadudnił gwałtownie. Spojrzeli w okno.
— Przyjechał Denhoff! — rzekł Turski, — ale do kogo tak wymachuje rękoma i coś woła?...
Jeszcze chwila i wpadł do pokoju Denhoff, za nim Ira i Ziula. „ Panicz“ był jak w obłędzie.
— Wolność! Równość! Niepodległość! — wrzasnął dzikim głosem.
— Co panu jest?!
— To państwo jeszcze nie wiedzą?!...
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/152
Wygląd
Ta strona została przepisana.