Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mijając ganek, ludzie ci patrzyli z pewnym lękiem na nonowego pana, który „jakości po zagranicznemu wygląda i z niemiecka się nazywa“. Ale pomimo tych nieufnych spojrzeń pokornie całowano go w ręce, zginając karki przed jego smukłą postacią i wielkim brylantem na palcu. Denhoff przyjmował hołdy z przyjemnością, bolały go natomiast mniej przychylne wejrzenia, ale udawał, że ich nie widzi.
Ostatni wóz odjechał z przed ganku i jednocześnie rozległo się wołanie silnym basem.
— Mateusz, zajeżdżaj!
Ryszard zadrzał. Nieprzyjemne uczucie trąciło go brutalnie powodując nagły żal.
— Już odjeżdżają......
Odstąpił od filara i patrzył na toczący się powóz, ciągniony przez czwórkę kasztanowatych koni.
— I to już moje — przemknęła myśl szybka jakby uśmiechnięta.
Bystrym okiem obrzucił sylwetkę sangreta.
— Zmienię liberję! Wiecznie te granatowy kapoty i guzy.
Nagle drgnął i skrzywił się z niesmakiem. Palcami zacisnął uszy, jakby go bolało w bębenkach.
— Przestaniesz ty z bata strzelać, już ja cię oduczę parafiaństwa — mruknął zły, zjadliwe spojrzenie rzucając stangretowi.
Nastąpił wyjazd. Denhoff rozczulił się żegnając swych poprzedników. Usadawiał i ściskał dzieci, całował z wylaniem ręce pani, z panem cmokali się w powietrzu. Ogarniał go żal i niepokój.
Ryszard zląkł się swego Wodzewa i nowej roli.
— Mogliby też państwo jeszcze nie odjeżdżać!
— A cóżbyśmy tu robili? Pan jest właścicielem i założy dom.
— Jaki tam dom! Co ja tu sam poradzę?...
— Będzie pan bujał po świecie, a na odpoczynek tu przyjeżdżał. Przecie na klombie jest napis dywanowy „Mon repos“, jako godło Wodzewa — żartował były obywatel.
Denhoff popatrzył na dywanowy klomb, już jego gustem zasadzony, i na napis francuski na froncie.
— Czy oni z tego kpią? — pomyślał.
Ale dłużej się nad tem nie zastanawiał. Lubił tych ludzi, szanował i szczerze był zmartwiony ich odjazdem.
Gdy powóz ruszył, Denhoff zapominając o powadze nowego dziedzica, wskoczył na stopień ekwipażu i dojechał tak aż za bramę.
— Do widzenia! nie zapominajcie państwo o mnie, pustelniku.
— Do widzenia! Do widzenia!