Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Za chwilę była już na drodze wiodącej na pole. Skręciła na łan, gdzie barwno było od jaskrawych strojów żniwiarzy. Podeszła blisko i pozdrowiła pracujących.
— Boże dopomóż!
— Bóg zapłać — odkrzyknęli chórem.
Kilka kobiet i jeden chłopak podbiegli do pani radośnie, otoczyli ją pękiem kłosów żytnich.
Podziękowała im serdecznemi słowami i zaprosiła całą grupę żniwiarzy na wieczór do dworu, na poczęstunek. Dziękowali ochotnie całując ją w rękę z uśmiechami życzliwemi.
— Pani dziedziczka już na nogach no, no! A toż dopiero niedawno słoneczko wstało. Jeszcze i rosa całkiem nie opadła — wołała jedna z kobiet, zgarniając sierpem dużą przygarść zboża.
— Pani dziedziczka ranny ptaszek — zawołała druga zażywna kobieta, błyskając dowcipnemi małemi oczkami.
— A to opowiadał nam Jurasek ze dwora, że pani dziedziczka cięgiem cości kreśli a kreśli na papierze. Myślał, że to jakie święte obrazy i raz ci zakradł się do pokoju pani dziedziczki, patrzy, a tu same jakieś krychy wielgachne, ni to ściany, ni to schody. Nijak nie rozebrał co ci to takiego. Ale ja tak myślę, że to będzie kościół, bo my słyszeli, że pani dziedziczka uczyła się na jenżyniera od budowania kościołów.
— Ot kiedy Marcycha rozgadała się to rozgadała — burknął starszy chłop wiążąc snopki.
— Pani dziedziczka taka wielga pani i będzie pewno domy albo i kościoły budować. Co durny Jurasek naplótł to baby wierzą i ozorami mielą.
— My jeszcze mielema, a Sulej to już i tego nie potrafi, bo za stary jako te dziurawe sito — zaśmiała się Marcycha.
— Dlaczego ja niemam gadać, kiedy pani dziedziczka słucha rada i sama się nieraz pośmieje z nami. Pani dziedziczka to jest jak ta zorza na niebie.
— Oj to to! prawdę teraz rzekła, co zorza to zorza! — odezwało się parę głosów.