Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziczką na Kromiłowie i Pochlebach. Jakaś filisterska obrzydliwa wegetacja. Gorzej bo grzęźnięcie w duchowej nicości. Tępota i szczególne, nieznane dawniej lenistwo. Brak woli, brak zapału i ten wybujały do przesady samokrytycyzm.
Powstała z fotela i ręce podniosła do góry, jakby chciała uchwycić uciekające pasemko wspomnień. Lecz ramiona jej opadły niechętnie, podeszła do okna, oparła się o futrynę i rzuciła wzrok w głębie zielone parku, ożywione jasnemi plamami kwiecistych klombów. Zdaleka, w umyślnie wyciętej luce, wśród drzew, ujrzała skrawek pola złotego, na którym żniwiarze pracowali pochyleni z sierpami błyskającemu w słońcu. Hen, za polem na wzgórku widniały dachy słomiane wioski. Pióropusze dymu z kominów strzelały w górę błękitną mgłą.
Żniwa, pogoda, poranek, wieś, młodość i nuda — szepnęła niecierpliwie.
Wróciła znowu do stołu i spojrzała krytycznie na karton nowy przedstawiający plan dużego gmachu. Na kształtnych ustach młodej mężatki wystąpił grymas kapryśny.
Wzruszyła ramionami i poszła do łazienki. Zimna woda orzeźwiła ją, pluskała się długo, poczem zaczęła się ubierać szybko, z jakąś lepszą nutą w duszy. Razem z rumieńcem świeżości na twarzy, wniknął w jej serce ożywczy prąd i poruszył w niej krew do szybszego obiegu.
...Wszystko da się naprawić — myślała weselej. — Zacznę pracować koniecznie. Tę szkołę muszę zbudować tak jak pragnę.
A gdyby nie?
...Byłoby to niedołęstwem! Do tego się nie doprowadzę za nic!
Ubrana wbiegła jeszcze do pracowni i znowu rozpatrywała rysunek.
— To się naprawi!
Po śniadaniu wyszła na ganek. Podszedł do niej poważnie duży pies wilk, i powędrował też za nią.