Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oni może także patrzą na różowy pióropusz nad Wezuwjuszem...
Nie, już im pewno zginął z oczu. A może jeszcze ta ognista zjawa, naturalna latarnia morska przyświeca im zdaleka?
Kasia widzi „Reginę Margeritę“ oczami wyobraźni, słyszy najwyraźniej monotonny plusk rozgarnianych dziobem statku fal i głuchy tykot śruby. „Widzi oświetlone salony, przesuwające się pary a wszyscy mają jedną fizjonomję — Wara i tamtej... Ten jej kameowy profil wykwintny harmonizuje wybornie z męskim, klasycznym zarysem profilu Wara, Ich postacie obok siebie... O, i tam oni... i tam znowu oni!... Ależ i przy burcie okrętowej oni oboje stoją i coś szepcą do siebie. Jazz huczy aż cały statek drży. Zaczyna się widać chwiejba, morze kołysze silniej. Kasia patrzy na Wara i margrabinę, ale czuje, że zaraz wpadnie do wody. Odruchowo chwyta się burty okrętowej. Trzeźwieje, orjentuje się, że nie jest na statku... więc gdzie? Aha, w cukierni!... Jazz-band milknie, oklaski! War i tamta zniknęli... tylko wulkan zieje różowym oddechem i raptem taka cisza... Skąd ta cisza nagle?
Z pobliskich stolików patrzą na nią ciekawie mężczyźni i kobiety. Już coś odgadują, węszą jakiś żer dla siebie. Młoda kobieta oprzytomniała zupełnie. Zebrała cały zapas sił. Mężnie powstała od stolika, pomimo że nogi jej ciężyły ołowiem. Rzuciła na stolik jakąś monetę i wyszła z tarasu krokiem zbyt sztywnym, bo za dużo osób na nią patrzyło. Przeszła jakiś oświetlony placyk obok tarasu, gdzie pachniały kwiaty. Ujrzała ławeczkę i już chciała siąść, by odpocząć, gdy jakiś mężczyzna wziął ją pod ramię. Wesoły głos półszeptem zabrzmiał tuż przy jej uchu.
— Pani zmęczona, odprowadzę panią do domu. Zaraz siądziemy do auta.
Spojrzała na niego. Duże czarne oczy paliły się jakby wilcze w mroku zakątka.
Kasia szarpnęła ramię.