Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Takiej nie powiozę.
— Innej nie otrzymasz!
— Kasiu, pomyśl sama, co ty najlepszego robisz?... Przecie i wuj August i ciocia Oktawja także są zdania, że to dla ciebie partja bardzo odpowiednia i bardzo trafna. Hrabia młody, przystojny, gentleman, który interesował się tobą od czasu, gdyś jeszcze była mężatką... który cierpiał nad twoją... biedą... i chciał cię ratować! Kocha ciebie już od czterech lat bardzo poważnie.
— Pozwalam mu nawet kochać mnie lekkomyślnie. Patrz, jaki tu wodospad...
— Poczekaj Kasiu, ty teraz nie zdajesz sobie sprawy z przyszłości. Ale przyjdzie chwila, że otrząśniesz się ostatecznie z tych ciężkich przeżyć, które ciebie zdeprawowały. Tak, przyznaję, były nadzwyczaj bolesne, ale to już za parę miesięcy będzie dwa lata, a powiedzmy trzy, od czasu jak żyjesz samotnie i w takiem ciągiem przygnębieniu. Więc przyjdzie chwila, że kobiecość twoja odezwie się i wtedy powodowana jakimś nowym szałem...
— Aby nie to!... aby już nie szałem! — zawołała rzucając mu w twarz pękiem gencjan.
— No, więc przypuśćmy tak czy inaczej, ale wyjdziesz i może nieodpowiednio... Podczas, gdy tu wszystko za hrabią przemawia. Nie można lekceważyć takiej partji i takiego człowieka jak ty to robisz. Wszyscy ci to samo wmawiają a ty nic! Rodzice chcą ciebie przecie wydać za jakiegoś cudzoziemca, a znowu Mohyński...
Kasia oburzyła się.
— Wszelkie swaty ubliżają mnie i obrażają. Chciej to sobie zapamiętać, Krzysiu. Nie należę do tego rodzaju i typu wdów, które się swata, które to lubią i same się o to przymawiają.
— Ależ ty Kasiu zamłoda jesteś jeszcze o wiele na to, aby cię swatano. — Ja ciebie nie swatam. Pragnę tylko twego