Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przez krótki czas spotkania zauważyła, że on unika jej wzroku i że nawet z Zahojskim był swobodniejszy niż z nią. Nie chciała dociekać przyczyn tej zmiany i z najwyższem zdumieniem nawet pomimo, że była mieco urażoną, odczuwała głęboko na dnie serca ukrytą radość, że on jest takim właśnie a nie innym. Sama nie miała również wobec niego dawnej pewności siebie a nawet gdy on badawczo na nią spojrzał parokrotnie, niewiedzieć dlaczego zmieszała się. To ją zirytowało. Gdy pytała o Tomka, Andrzej odrzekł pogodniej.
— Dobrze się czuje, tylko tęskni do pani. Matka moja troszczy się o niego jak o syna, z bratem się zaprzyjaźnił. Zresztą jest wśród swoich, więc mu i dobrze.
— Jakto, czy on krewny pana inżyniera — zapytał Krystyn.
— Nie, ale pochodzeniem jesteśmy równi, to najlepsze a może i najbliższe pokrewieństwo.
Kasia zacięła usta. Krystyn rozprawiał na ten temat z Andrzejem, ale Kasia odeszła: Było jej przykro. Podrażniona, pytała Dębosza przed rozstaniem, nazbyt troskliwie, czy kierownictwo robót we Lwowie nie męczy go i czy ona nie nadużywa jego grzeczności.
Bo sądząc z dzisiejszego nastroju pana, obawiam się, że go wyzyskuję. To byłoby dla mnie zbyt dręczące i musiałabym jakoś zaradzić — dokończyła trochę nerwowo.
— Proszę być spokojną. Obiecałem, podjąłem się tej pracy i wypełnię do końca. Nie rządzę się fantazją ani kaprysem, o nastrojach żadnych nic nie wiem. Dane słowo jest moim obowiązkiem i prawem.
...On się chimerą nie rządzi, nie zna jej, jak mówił War — pomyślała Kasia. Ale nerwów i on nie ma ze stali...
I rozumiała już doskonale zmianę usposobienia, jakiemu uległ Andrzej.
...Jakże ci dwaj ludzie różnią się zasadniczo... nurtowała w niej uparta myśl.