Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To nie jest twoją naturą, War, mój najdroższy... Tyś nie grał nigdy! pamiętasz? Zawsze ironizowałeś z graczy, nazywałeś taką namiętność „usankcjonowanym rozbojem“... Czyżbyś ty teraz? To nawet chimerą twoją nie może być nigdy, bo to przeciwne twoim przekonaniom i naturze twojej, zbyt wytwornej.
Zebrzydowski zaśmiał się i ucałował żonę.
— Kachna, nie przejmuj się. Cóż znowu! Nie grałem dawniej i nikt mnie tak podle nie obrabował. Ale gdy mnie ubliżył, to mu dawałem w pysk — pardon — i wyzywałem na pojedynek. Corovicini ubliżył mi ograwszy mnie do szczętu. Tego płazem nie puszczę. Chcę odwetu! Nie patrz na mnie tak boleśnie, Kasiątko! Jeszcze nie jadę i może na całą tę sprawę rzucę zasłonę albo w inny sposób Włoch odpłaci. No, nie przerażaj się! Jesteś prześliczna z tą chmurą w oczach... Masz powab niesłychany i bierzesz mnie. Ach, jak ty mnie bierzesz, Katy...
Jakkolwiek War zdawał się znowu być oddany Kasi, wrażenie jego pogróżek pozostało bardzo przykre i Kasia uczuła nowy niepokój, dręczący ją niewypowiedzianie.
Wkrótce po ich powrocie Kromiłów zaroił się od gości. Bawili tam Mohyńscy, Krystyn Zahojski, pani Beata Zebrzydowska i kilka innych osób młodych i wesołych. Zabawom, wycieczkom konnym i autami, grze w tennisa i w bilard nie było końca. Kasia ożyła po dawnemu. Promieniała radością, że War się bawi z humorem, ale gdy posępniał, Kasia drżała z lęku o niego. Owe zaś napady jego zdenerwowania powracały coraz częściej. W tymże czasie Kasia raz jeden z bratem swoim pojechała do Lwowa. Postępy przy budowie zachwyciły ją. Dziękowała gorąco Dęboszowi za jego zajęcie się tak gorliwie powierzoną mu pracę. Ale w nim dostrzegła zmianę ogromną, aż ją to zaniepokoiło i przykro dotknęło. Andrzej był sztywny, oficjalny nawet często szorstki. Tego względem siebie nie znała zupełnie.