Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słowa z listu kołowały dokoła niej uprzykrzone i drażniące „trzeba i małżeństwo wasze reklamować, skoro ono samoistnie gorzej się przedstawia“.
— Wuj jest znakomity z tą reklamą. Najlepiej reklamuje oraz illustruje nasze małżeństwo sam War — bez możliwości konkurencji w innym kierunku — myślała zapatrzona w linje nowego projektu pięknej willi, na kartonie leżącym przed nią.
Wtem podniosła głowę nasłuchując.
— Co to, auto?...
Motor warczał już u podjazdu.
— Wuj August — zawołała Kasia.
Niechęć odbiła się na jej twarzy. Znowu zmącony spokój, znowu wymówki za jej bierność co do Wara, znowu debaty, rady... Och, jakże miała już tego dosyć!... A jeśli głównym celem bal?... Oto moja odpowiedź.
Wzięła napisaną depeszę do ręki z uśmiechem nieco gorzkim i skierowała się do drzwi, gdy stanął w nich Dyonizy.
— Jakiś pan, nieznajomy. Oto bilet.
Kasia wydała lekki okrzyk radości, twarz ożywiła się łuną rumieńca.
— Gdzie jest?
— Prosiłem do salonu.
— Dobrze!
Pobiegła naprzód.
Andrzej Dębosz skłonił się przed nią głęboko. Podała mu obie ręce odruchem serdecznym.
— Jakże się cieszę! Zrobił mi pan prawdziwą niespodziankę.
Za długo przytrzymał usta na jej rękach. Wycofała je delikatnie. Jego czoło pokryło się purpurą. Zauważyła to, odczuła i zrobiło jej się przykro niewymownie, że mogła go urazić.
— Nie śmiem przypuszczać, że Kromiłów był wyłącznym celem pana? Ale skąd pan jedzie?