Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wany profesor spoglądał na niego zawsze podejrzliwie i uważał go za niebezpiecznego ducha. Ksiądz Józef na mnóstwo pytań nie miał odpowiedzi, niewiara jego wzrastała, szerzyła się ironja, zwątpienie ustąpiło miejsca krańcowemu szyderstwu.
W tych warunkach poznał i pokochał — ją... te „swoją cudną Zuzę.“ Przebywali z sobą często, korzystając z każdej okazji spotkania się.
Stosunek ich z początku koleżeński przeistoczył się prędko w zupełnie inny, dla księdza Józefa niebezpieczny. Aż przyszła chwila, że zaczęli należeć do siebie. Oddawali się sobie nie pomni na nic, idąc tylko za głosem pożądania. Zuza trzymała kleryka-kochanka pod tyranicznym wpływem swych kaprysów i żądz, zarówno jak pod mocą uroku swych oczu.
Początkowo ksiądz Józef chciał zdjąć sukienkę kapłańską i rozpocząć inne życie. Lecz taka realność niedogadzała Zuzie.
Ją właśnie nęciła tajemniczość ich stosunku, ten owoc zakazany, który oni zrywali bez skrupułów.
Oboje rysowali śmiało horoskopy swej przyszłości bez zmiany warunków. Szał ich przeszedł w ciągłe pragnienie siebie, nie rozumieli życia bez ciągłego z sobą obcowania. Razem szaleli, razem tęsknili za urojeniami ich bujnych wyobraźni, zachowując ściśle tajemnicę swego sto-