Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nas na śmierć. Czyż bowiem mogłem przypuszczać, że pływającego wśród czarnych, spienionych bałwanów wyłowi mnie i ocali „Carpathia“ pierwszy statek, który zaalarmowany przez telegraf iskrowy nadpłynie z oceanu, na ratunek konającemu „Titanic’owi?“ Ocean huczał, bałwany przewalały przez pokład tonącego olbrzyma, a hymn „Bliżej Ciebie Boże“ nie ustawał i był dla tonących komunją duchową, boską absolucją i ukojeniem w rozpaczy, bo dawał im świadectwo, bóstwa, świadectwo istnienia ducha, zatem i pewność wiecznego życia.
Japończyk podniecony, z ciemnemi rumieńcami na twarzy, złożył ręce jak do modlitwy, mówił w zachwycie.
— O pani, tonięcie „Titanic’a“, pogrążanie się tego olbrzyma w falach czarnych oceanu, to nie była katastrofa, to było misterjum jakieś, misterjum boskości, cudu i zwycięstwa ducha, nad materją... To była tragedja ale tragedja uroczysta, to był dotyk Bożej ręki — dotyk, który odczuli wszyscy obecni i pod wpływem jego byli do końca. Dotyk Bożej dłoni trzymał na stanowisku aż do zgonu telegrafistę Smith’a, który zalany wodą powyżej pasa jeszcze dawał sygnały alarmowe na cały ocean, dopóki mu woda aparatów telegraficznych nie zalała. Pani! to był bohater większy niż wszyscy wodzowie świata, niż wszyscy tryumfatorzy. Ręka Boża trzymała