— Cynik — pomyślała Ena — i odwróciła oczy od pustyni morza. — Jak tu pachnie! — Kwitną pomarańcze, magnolje.... proszę spojrzeć tam... całe drzewo w egzaltacji kwitnienia... — Magnolja... rychło zeschnie — szepnęła Ena w zamyśleniu. — O nie! Za dużo ma w sobie piękna i pragnienia życia. Nie uschnie! raczej nowym przystroi się kwiatem. Ena spuściła głowę na piersi i odeszła w milczeniu.
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
Na pokładzie „Lewiatana“ Konrad wsparty o burtę parowca, rozpaczną tęsknotą serca i oczów, przenikał dal lazurową, gdzie jeszcze majaczyły mgliste kontury Villefranche. Przymknął powieki i ujrzał odrysowany jakby na źrenicach własnych obraz Eny.... Wstrząsnął się... Z jego zaciętych warg wybiegł szept syczący: — Ona została tam... Z nim. Uczuł w piersiach ból dotkliwy. Morze wydało mu się szare, świat cały jakby sadzą przyćmiony.
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
Fale śródziemnego płynęły od brzegów Riviery śladem „Lewiatana“ aż hen ku delcie Nilu. Pły-