Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strach paniczny. W ogólnym poważnym i skupionym nastroju oczy te świeciły piekielnie.
Zuza przeczuła, że ksiądz Józef stracony dla niej na wieki.
On trwał w zachwycie.
Głosy ministrantów, dzwonki, organy i śpiew, spływały w akord niebiański. Chóry błękitne otoczyły go i hejnałem kołysały istotę jego.
Zachwyt dosięgnął szczytu, nastąpiła komunja duchowa.
Ksiądz Józef mówił w natchnieniu, wiara przemawiała przez usta jego; wiara już głęboka, już niezmienna, poczęta w łasce Bożej, cudem wpojona mu w serce.
— Corpus Domini nostri Jezu Christi, custodiat animam meam, in vitam aeternam. Amen!
Spożywał ciało Boże z uczuciem prawdziwej szczerej miłości, ufności bezgranicznej i skupienia religijnego i egzaltacji.
Gdy z kolei spożywał Krew Pańską, kielich trząsł się w jego dłoni. Prymicjant jak w śnie magnetycznym, oddany duchowo Bogu, Jego obraz widział przed sobą, Nim żył. Nie istniał dla niego świat, nie istnieli ludzie. Z przerażeniem patrzał w przeszłość swą tak bardzo niedawną, która wobec chwili obecnej wydawała mu się jałową wegetacją, brudem, podłością. Ale przedewszystkiem takiem ubóstwem duchowem... że ogarniał go wstręt i litość: