Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miająca woń kwiatów i bijące fontanny, w świetle purpurowych ogni stwarzały nową bajkę.
Na małym tarasie opadającym ku morzu szeregiem schodów, otoczonych po bokach kwitnącem i drzewami migdałów, magnolji i pomarańcz, owitych pnączami multiflory, siedział profesor Homwerin w głębokim fotelu, mając nogi okryte miękką, lamparcią skórą. Obok niego stał wsparty o poręcz ławki Sweno Wenuczy i z czołem ukrytem w dłoni słuchał, jak starzec mówił:
— Królewskość jej duszy jest tak samo wrodzona, jak i cud jej urody i wdzięku. Czuję się dumnym, że ją znam od dziecka i że ona mnie nazywa swoim chrzestnym ojcem duchowym. Ale to tylko jej wielkie serce ocenia mnie tak hojnie... Ona, dziecko Srebrnego Hełmu, zeszła ze szczytów śnieżnych na ziemię, by na niej rozsiewać szarotki i ludzi opromieniać gwiazdami swych oczu...
— Jest u nas legenda o królowej, — odezwał się Sweno, — że sama, będąc wcieleniem anioła, ma zawsze na swoje usługi jakiegoś wszechwiedzącego ducha, bo niewołana zjawia się, niby zwiastun szczęścia tam, gdzie są łzy i ból.
— Tak, — przemówił znowu Homwerin, — jej skrzydła białe gną się w wichrach jej przeżyć a może i... połamią się kiedy, lecz nie zbrudzi się nigdy ich biel, a nawet ogień jej wewnętrznych namiętności, walk i... męki nie zdoła spopielić tych jej białych piór.
Sweno gniótł nerwowo w dłoni jakąś gałązkę kwiatu i z pod rzęs patrzał badawczo na starca, jakby chciał myśl jego wyczytać.
— Przeciwnie — ciągnął profesor — skrzydła jej zrywają się w płomieniach duszy do coraz szerszego lotu a jej... dramat serca jest zarazem tak wspaniały, przepiękną strofą poematu miłości, że w tym swoim świecie tylko znajduje krzepiący sens życia i to jest całą jej rozkoszą.
Słowa te przepełniły pierś Swena tak wielkiem szczęściem, że gdyby nie konieczność zachowania pozorów, rzuciłby się do nóg starca i dziękował mu zato odsłonięcie gnębiącej go stale tajemnicy. Wyprostował tylko pierś swoją rycerską i odetchnął głęboko, bo mu radość rozsadzała serce. Homwerin dostrzegł wrażenie, jakie słowa jego wywarły na księciu, więc zamilkł na chwilę, jakby tem milczeniem wymownem dopowiadał reszty. Wreszcie jął mówić szeptem prawie:
— Życie moje zbliża się szybko ku kresowi swemu... umrę tu, w Heljosie, pod jej słodką opieką, szczęśliwy, że mogłem być jej przyjacielem, ojcem, nieraz powiernikiem... Kocham jej naprawdę królewskie serce i... cenię wybór jej