Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ziemskiej ojczyzny, Arwji, uważając tę wyspę za swoją idealną, bo duchową ojczyznę, gdzie, też pragnął do snu wiecznego złożyć głowę. Królowa pielęgnowała go, jak ojca, utrzymywała dogasający żar jego ducha tem, co mu było najdroższe, sama teraz czytała mu godzinami rzeczy przez niego najbardziej lubiane, woziła go łodzią po morzu, próbowała jeszcze z nim razem fantazjować i marzyć.
— Miewam niekiedy wrażenie, że już mnie uśpił Thanatos i że jestem poza sferą ziemskiego życia, w krainie moich najdroższych marzeń, — mówił wzruszony klasyk. — Serce twoje, najmiłościwsza pani, jest tym darem nieba, że ostatnie dni życia mego czyni apoteozą moich snów.
Profesor domyślał się dramatu serca Gizelli, lecz nie mówili z sobą o tem nigdy, rozumiejąc się nieraz bez słów wybornie. Więc i teraz widząc, że oczy królowej biegną często na skraj horyzontu, na morze, skąd miały nadpłynąć okręty, wiozące cesarza, dwór idański i króla Luisela arwijskiego, Homwerin łatwo wyczytał w głębinach tych źrenic wymownych, kogo serce Gizelli oczekiwało z największym niepokojem. Gdy po odejściu dzieci zostali sami, profesor Homwerin usposobiony melancholijnie, zaczął poruszać ulubione przez siebie zagadnienia życia pozagrobowego. Gizella, idąc w myśl staruszka, zastanawiała się, czy losy ludzkie i czyny na ziemi mają wpływ na kształtowanie się bytu w wieczności, oraz czy tęsknoty ziemskie niezaspokojone w życiu doczesnem, mogą przenieść się w wieczność, by w zaświatach osiągnąć pełnię zadowolenia, szczęścia. Profesor czytał, jak w księdze otwartej w oczach królowej ideę przewodnią jej dociekań. Wreszcie rzekł cicho, jakby czynił luźną uwagę, patrząc w przestrzeń:
— Jednym ciosem ugodzeni, duchy czyste w zaświatach złączycie.
Gizella zadrżała i zbladła. Spuściła głowę na piersi i dopiero po długiej minucie milczenia rzekła stłumionym głosem:
— Dla takiej pewności można ponieść wszelką ofiarę, nawet fizyczną mękę, nawet cios w serce zadany sztyletem...
Nagle podniosła głowę i zerwała się niespokojnie.
— Co to? Syreny huczą! To okręty nasze płyną! — zawołała, oblewając się ciemnym rumieńcem podniecenia. Wpiła wzrok w dal morską z dreszczem niepokoju, z męką oczekiwana.
Istotnie zdaleka ukazały się sylwety kilku płynących statków, morze niosło je ku wyspie, czy też brzeg wyspy zbliżał się do nich. Gizella walczyła ze sobą, by zgłuszyć