Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

już zupełnie miłości Swena dla niej i sama kochająca go nieprzepartą mocą potęgi serca, czuła się pod pręgierzem własnej krytyki, własnego surowego sądu. Cierpiała nad tą swoją najstraszliwszą niedolą, nad tem nieszczęściem, a jednak było ono cudownym kwiatem jej życia. Walcząc bohatersko z tęsknotą do Swena, widziała przed sobą ciągle jego oczy uroczne, dziwne, słyszała jego głos o nizkiem a szczególnie porywającem brzmieniu, głos wodza. Czuła w sobie bezmiar rozkosznych upojeń, gdy zanurzała się we wspomnieniach chwil przeżytych; jakiegoś słowa, jego spojrzeń na nią, mówiących jej wszystko w jednym rzucie oczu wymownych. A ta chwila ostatnia, natchniona nad zatoką jeziora... moment zapomnienia i zupełnego oderwania się od świata realnego, skoncentrowanie uroku i szczęścia całego życia...
Sweno... Imię to wryło się w serce i w mózg Gizelli bez ratunku, bez możliwości zwalczenia tej siły wszechmocnej, jakiej było uosobieniem.
Cesarzowa błądziła samotnie po puszczy leśnej, konno lub piechotą, zamyślona, szarpiąca się w sieci okuwającego ją czaru... i czuła z przerażeniem w duszy, że zapada w przepaść beznadziejnie. Pragnęła przyjazdu dzieci. One będą tarczą ochronną dla niej przed nim, one ją ocalą od tej męki duchowej bez dna, bez kresu. Oczekiwała dzieci z tęsknotą i poczyniła przygotowania na ich przyjęcie, obiecując sobie wraz z niemi wiele przyjemności.
— Roger już będzie łowił ryby w rzece tutejszej pod opieką starego Bernarda, będze strzelał do celu ze sztucera, a Beata nacieszy się dowoli dzwonkami leśnemi, które tak lubi — mówiła Gizella do towarzyszącej jej zawsze Inary Dalney.
Ogarniała Gizellę niecierpliwość, była podniecona nadzieją ujrzenia przy sobie jaknajprędzej syna i córki i wyłącznego opiekowania się ukochaną parką, tak zazdrośnie odbieraną matce.
Tymczasem cesarz pośpieszył natychmiast do Rainz... ale sam.
— Nie przywiozłeś dzieci?! — wybuchnęła Gizella.
Cesarz zmarszczył się niezadowolony z takiego powitania. Odrzekł nieco szorstko:
— Dziećmi, jak wiesz, opiekuje się matka i nie lubi, gdy się je od niej odrywa na czas dłuższy. A ty, Zili, zamiast witać mnie i być radą z niespodziewanego przyjazdu mego...
Gizella spuściła oczy i załamała dłonie z rozpaczą. Rzekła z gorzkim wyrzutem: