Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

haterstwo jego było na wszystkich ustach, oczy skierowały się na orła z Awra Rawady, który naprawdę rozporządzał jakby potęgą królewską.
Następca tronu, książę Roger płomieniał z zachwytu i pragnął osobiście wyrazić swe uznanie dla bohatera Rekwedów, lecz książę Sweno był nieobecnym i w Awra Rawady i w Sudgreście.
Gdzie przbywał i co się z nim działo, nikt nie wiedział. Burgrabia Tolomed, nagabywany przez różne osobistości z dworu sustjańskiego, przybywające do zamku, odpowiadał, sam zakłopotany, że od wyjazdu księcia do Sterjotu nie wie nic o nim. Dodawał wszakże tajemniczo, że orzeł z baszty odleciał znowu i nie wraca, że dąb żółknie za wcześnie i kurczy swe liście oraz że na baszcie świeciło już parokrotnie dziwne światło a w wąskich oknach widać snujący się cień prapradziada Swena Wenuczy’ego. Na zapytanie, co to wszystko oznacza, Tolomed smutno kiwał głową i mówił cicho z wewnętrznem przekonaniem.
— Coś będzie złego, bo i prąd rzeczny pod naszą skałą zmienił kierunek i rzeka nocami skarży się i wyje. A ja wiem, że nie wróży to nic dobrego.
Gdy głosy takie i tym podobne, powtarzane przez wiele ust, dochodziły uszów Gizelli, drętwiała z głuchej trwogi, nie mogąc ukryć straszliwego niepokoju o Swena. Odczuwała ponadto wyraźnie, że dyskretnie zaczęto łączyć imię Swena z jej imieniem, jakby jakieś echo przestrzenne rzuciło swój głuchy zew, głoszący o ich miłości. Nie dbała już o opinję, wiedząc, że zapewne poza nią urasta w złośliwą legendę, lecz opuściła Sustję jedynie z tego powodu, by nie widziano jej męki. Spędzając długie chwile w domowej swej kaplicy na klęczniku, modlitwą biegła do Swena w nieznaną przestrzeń i otulała wizję jego gorącem swego uczucia i łkała na jego piersiach. Często na krużganku nad oceanem w ciszy nocnej lubiła wypowiadać smutek swój, uczucia, myśli w muzyce na harfie. Wówczas barki rybackie podpływały całem stadem pod mury zamczyska i skupiały się na brzegu wsłuchane w zaczarowaną melodję, płynącą z krużganka. Od kilku dni zatrzymywała się w oddali, jak widmo tajemnicze, duża łódź żaglowa jakby również zasłuchana w muzykę Gizelli, gdy jednak odpływała, tuż pod zamczyskiem, na schodach wiodących do komnaty królowej znajdowano mnóstwo róż białych, pachnących, skroponych łzami nocnej rosy. Gizella nie wątpiła, od kogo pochodzą białe róże i upajała się ich zapachem, jakby były mistycznemi słowami, mówiącemi jej: „Żyję“...
Pewnej nocy chmurnej, lecz niezwykle gorącej, gdy ocean zda się dyszał rozkoszą pożądania, pod zamek zno-