Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nareszcie zgromadzone na trakcie masy ludu ujrzały po długich oczekiwaniach wyglądaną z upragnieniem Gizellę. Zerwały się niemilknące okrzyki i uczyniła się wrzawa radosnego podniecenia.
— Pamiętaj! o nas, księżniczko! kochaj nas po dawnemu!!
— Boże cię błogosław! — huczało ze wszystkich piersi.
Dworzanie idańscy, towarzyszący książęcemu orszakowi, byli zdumieni takim wylewem uczuć dla młodziutkiej księżniczki. Nie spodziewali się, że imię jej jest tak rozgłośne w Arwji i że tyle ludu pociąga ku sobie.
— Wielką jest ciekawość Idania ujrzeć przyszłą cesarzową — zwrócił się książę Phalwi mianowany szambelanem Gizelli do jadącego z nim dostojnika, — lecz śmiem wątpić, czy Sustja zdobędzie się na taki zapał. Obyż się na niej poznali zimni Sustjanie i oby ona ich pokochała, jak arwijczyków!
Pochód postępował marudnie, a tam, gdzie przy trakcie było położone większe osiedle ludzkie, tłumy zagradzały drogę tak licznie, że niepodobieństwem było przyspieszyć kroku. Pod granicą Iralu tłumy się zwiększyły, tłoczyli się tutaj już nie tylko arwijczycy, lecz i obywatele iralscy, poddani cesarza, ciekawi ujrzeć przyszłą swą cesarzową. Na samej granicy orszak książęcy powitała liczna i wspaniała świta idańska i zmieszane tłumy z obu stron. Gdy Gizella uczyniła ostatni krok na ziemi arwijskiej, zabrzmiały wydarte z głębi serca okrzyki pożegnania i sypnęły się kwiaty tak obficie, że kopyta Ibisa grzęzły w powodzi różnobarwnych płatków. Tylko przybysze z Iralu stali, milcząc, olśnieni niezwykłym widokiem. Snać nie widzieli nigdy w życiu podobnej piękności, jak to zjawisko na białym koniu w błękitach i bieli. Głos księżniczki, jej uśmiechy, jej serdeczność i serdeczność ludu arwijskiego dla niej zdumiały iralczyków. Osłupiałe gromady górali patrzyły w Gizellę z zapartym oddechem, niektórzy pytali nieśmiało, w zachwycie:
— Żywa to jest księżniczka, czy anioł niebieski?...
Iralczyków wskazano Gizelli. Spojrzała na nich ze słodkim uśmiechem rozrzewnienia i — nagle uniosła się na siodle. Srebrzysty jej głos rozbrzmiał donośnie:
— Witaj i bądź pozdrowiony, ludu iralski! Niech cię Bóg błogosławi!
Na chwilę zaległa głucha cisza. Zdawało się, że ludzie oniemieli w oczarowaniu. W tem wypadł z gromady, jak oszalały, młody góral, podbiegł do konia Gizelli i z załamanemi rękoma nad głową krzyknął strasznym, rozdzierającym głosem: