Przejdź do zawartości

Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyszła kolej na pożegnanie włościan i górali. W tym celu wyłącznie ustawiono namiot olbrzymi nad jeziorem w Passetoff, u podnóża Hełmu Srebrnego, dokąd księżniczka tak lubiła z ojcem urządzać wycieczki. Namiot zbudowany był z najokazalszych kilimów, z krasnych chust kobiecych i guniek góralskich. Pośrodku stał długi stół sosnowy, zarzucony polnymi i leśnymi kwiatami. Krzesło przeznaczone dla księżniczki, tworzyły ciupagi, oplecione wianuszkami szarotek. Gdy Gizella ukazała się nad jeziorem w ludowym stroju arwijskim z rozpuszczonymi do stóp włosami, buchnęły radosne powitania i naraz rzuciła się do niej taka ciżba, że kilkunastu chłopów musiało stanąć murem, by dostojny dwór mógł przejść do namiotu. Gizellę porwały dziewczęta i zaniosły na rękach do stołu. Członkowie rodziny książęcej pomieszali się za stołem z poważniejszymi gospodarzami z okolicznych wsi. Wśród niezliczonych podarków, jakie Gizella otrzymała od arystokracji i mieszczan, zwracał powszechną uwagę podarek górali. Wyrzeźbili oni dla ukochanej księżniczki szczyt Srebrnego Hełmu z lasem dokoła i stadkiem kozic górskich na skałach. Jedną z nich porywał orzeł z rozłożonemi mocarnie skrzydłami, przedstawiając w ten sposób naiwnie, porwanie arwijskiej księżniczki przez orła cesarskiego. Była to rzeźba duża, ciężka, u dołu jej widniał wyryty głęboko napis: „Góry arwijskie — naszej Zili“... Wygłosiwszy na kilka prostaczych oracji odpowiednie przemówienie, Gizella, wzruszona do łez, ściskała ręce górali.
— Niech nam żyje księżniczka Zili, umiłowana dobra Zili! — zakrzyknęli chórem chłopi, rzucając się do całowania jej rąk.
W godzinę potem Gizella pożegnała ostatecznie Passetoff. Wyruszyła w drogę do Sustji konno w białej amazonce, w płaszczu z błękitnego aksamitu, podbitego białymi lisami, w błękitnych safianowych bucikach, w białym kołpaczku z ogromnem strusiem piórem, spadającem na ramiona wraz z rozpuszczonymi luźno warkoczami. Ibis był w staroświeckim rzędzie, wysadzonym drogocennymi kamieniami tak gęsto, że lśnił cały od szafirów, turkusów i olbrzymich złotych topazów. Księżniczce towarzyszyli po obu stronach konno król Luisel, książę Maksymil i Teozjusz; za nimi jechał szereg młodszych książąt i dworzan z Nomechji i Passetoff, potem karoca z księżną Łucją Teresą i księżniczkami, a dalej powozy i piesze tłumy, odprowadzające księżniczkę poza rezydencję. Tam nastąpiło pożegnanie z królem, który wracał zaraz do Nomechji, by stamtąd dopiero wyjechać do Idania na uroczystości ślubne.