Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Książę ujął jej głowę i popatrzył na nią głęboko, uważnie. I naraz przestraszył się. Szafirowe, gwiaździste oczy Gizelli są tak wymownie utajonymi na dnie serca znakami rozkwitłego dziś rankiem uczucia kobiety, że gdyby miały kiedykolwiek zasunąć się szarą mgłą rozczarowania — szłyby za nim nieskończone lata, jak dwa najstraszniejsze wyrzuty.
— Zili — powiedział z mocą — tak pragnę, aby pieśń twojej duszy była zawsze weselną.
Poczem lekko odsunął Gizellę, jakby otrzeźwiał nagle, i zwrócił się do hrabiny Marty ceremonjalnym, sztucznym tonem.
— Pani i hrabina będą towarzyszyły księżniczce do sali różanej a potem... do stołu.
Skinął głową i wyszedł prędko.
Gizella stała poważna, zamyślona ze wzrokiem, zwróconym przed siebie, w przestrzeń. Zawirowały w niej myśli, uczucia kręgiem szalonym. Ale jednocześnie wydało jej się, że widzi przed sobą Srebrny Hełm, zatopiony w słońcu, górujący szczytem swym nad mrowiskiem czarnych chmur... Oto mgły z niego opadły, odrzucił złą gromadę mgieł i na tle lazurowego nieba wyłonił się zwycięski, mocarny, jak radośnie świetlisty symbol nadziei...
— Księżniczko czas już, abyśmy poszły — rozległ się głos hrabiny Marty.
— Idziemy do różanej sali... księżniczko!
Gizella ocknęła się jakimś wewnętrznym gwałtownym wstrząsem, jakby zbudzona ze snu. Spojrzała na swą opiekunkę trochę spłoszonym wzrokiem i — poszła naprzód z uczuciem niepokoju, hamując w sobie i zawrotny bieg myśli i coraz szybszy łoskot serca, niewiadomo dlaczego powstały. Tak dużo jest pokoi, które mija i tyle zapalonych świeczników, które tęczowe rozsuwają smugi, że z trudem oczy mogą dojrzeć, gdzie jest ta sala różana i ten punkt świetlisty, pociągający ku sobie potęgę nieprzepartego uroku...
Otworzono przed nią drzwi szeroko. Weszła z damami do różanej sali i zatrzymała się zmieszana, olśniona potokiem świateł. Tyle strojnych osób stało dokoła. Znajomi, czy nieznajomi? Ktoś mówił słowami niezrozumiałemi i czy do niej?... Nieśmiało podniosła drżące powieki, obciążone długiemi czarnemu rzęsami — głębokie szafiry jej źrenic zamigotały przez chwilę promieniście, w nagłym porywie radości. Ujrzała pięknego cesarza. Witał swoją wieszczkę róż zachwyconym, przemiłym uśmiechem.