Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z rąk Ottokara i oblana łuną zawstydzenia pobiegła szybko w głąb alei. Cesarz pośpieszył za nią. Przystanęła i rzekła, starając się opanować zmieszanie:
— Wasza cesarska mość... pragnęłabym bardzo usłyszeć jaką ciekawą opowieść o Sustji, o Rekwedach, podobno są one niezwykle pięknie i — wogóle... o wszystkiem!
Ottokar spojrzał na nią wzrokiem tak zachłannym, aż opuściła powieki, skłonił się i podawszy jej ramię łagodnym ruchem, po chwili zaczął opowiadać.
Zajęci rozmową, którą przedłużały nieskońcozne pytania Gizelli i niewyczerpane wyjaśnienia Ottokara, — nie zauważyli, że czas szybko przemijał, oraz, że nadeszła godzina śniadania w pałacu. Dopiero spostrzeżony na skręcie alei Betlej jakby obudził w nich świadomość rzeczywistości.
— Kto to jest? — zapytała Gizella, przyglądając się nieznajomej postaci.
— Mój kamerdyner przyboczny i zarazem zaufany przyjaciel — odrzekł cesarz — służył już za mojego dziadka... Rogiera.
Betlej, strojny w uroczystym ubiorze idańskiego dworaka, przystanął o kilka kroków w pozie służbowej, skłonił się sztywno i oznajmił, rzucając zdumionym wzrokiem na księżniczkę, że śniadanie zastawiono w małej oranżerji przy białej sali stołowej i że księstwo arwijscy oczekują przybycia jego cesarskiej mości.
Poczem znowu się skłonił i odszedł miarowym krokiem.
Gizella uśmiechnęła się smutno.
— Otóż skończyło się wszystko — szepnęła, opuszczając źrenice — ja teraz pobiegnę do hrabiny Marty, bo zapewne wygląda mnie niespokojna, a wasza cesarska mość...
— O, to niemożliwe! — zawołał Ottokar porywczo. — Przedewszystkiem dzisiaj,...jest naszym dniem wspólnym, więc i śniadanie spożyjemy razem.
— Ależ ukazanie się moje na dworze w tak niezwykłem towarzystwie będzie wysoce nagannem!
— Księżniczko Gizello, cudna biała księżniczko, proszę mi nie odmawiać, bardzo proszę, — rzekł miękko, ale z taką stanowczością, że była wobec niego bezsilną i poszła z nim, jakby porwana jego głosem i ufna w moc jego.
Półdziecięca duszyczka Gizelli nie rozumiała jeszcze pięknego cesarza, ale oczy jej gorzały już niezwykłą podnietą, serce zaś tłukło się radośnie, jak ptaszę, któremu nieoczekiwanie dano lot wolny do słońca.
W niespełna parę minut znaleźli się w pałacu i wstąpili do wyniosłego przedsionka, gdzie oczekiwali Ottokara Betlej i kamerdynerzy z Passetoff oraz paziowie dworscy.