Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc bogini słoneczna, której zjawienie się upoiło mnie rozkoszą zachwytu! Bo innego imienia znaleźć nie mogę...
— Ach — uśmiechnęła się zmieszana — czy wolno mi tego słuchać?
— A czy wolno ukrytemu tu ptactwu śpiewać na cześć twoją, księżniczko, takie hymny pochwalne? A czy wolno jutrzence krasić twoje lica, kwiatom garnąć się do stóp twoich, sercu — przemawiać?
Umilkł, jakgdyby mu głos załamało nadmierne wzruszenie, jakgdyby czekał jej odpowiedzi. A ona spuściła powieki, zmieszana w łunach gorącego rumieńca, oblana żarem słów jego, czy jasnością budzącego się w niej bezwiednie uczucia. Snem wydało się jej to przedziwne spotkanie Ottokara i ta rozmową z nim, przecie nawet nigdy o tem nie marzyła, rozmowa pochłaniająca ją upojnym czarem zachwytu i wyznań. Cóż miała odrzec pięknemu cesarzowi — czy pytał? — nie wiedziała, błąkał się w niej jedyny płomyk świadomości, że aleje parku wyglądają jak ścieżki niebiańskie, wiodące w krainę szczęścia.
Przechodzili koło grupy krzewów. Ottokar nachylił ku sobie wielką gałęź rozkwitłą, zerwał jednem szarpnięciem długą, wiotką pnączę, osypaną mnóstwem drobnych białoróżowych kieliszków i stanąwszy znienacka przed zdumioną Gizellą, otoczył jej czoło koroną kwiecistą.
— Cesarzu, co czynisz, co czynisz? Czym godna takiego uwieńczenia?...
— Godna jesteś, księżniczko, wziąć władztwo ziem sustjańskich, a mnie uczynić swym paziem oddanym. Lecz dzisiaj niech tylko taki rusałczany wianuszek ozdabia twe skronie... Ach, jaka cudna! Cudną jesteś, księżniczko, Gizello biała! Królewski majestat masz w sobie, a włosy twoje mają tyle płynnego bronzu i złota, że uwieńczyć sobą mogłyby wszystkie trony i kraje!
— Wasza cesarska mość... proszę nie patrzeć tak na mnie... proszę nie mówić mi tak... ja nigdy jeszcze tego nie słyszałam... nigdy...
— Jestem pierwszym twym hołdownikiem, księżniczko! — zawołał Ottokar z radosnym ogniem w oczach i pełen zapału porwał jej ręce do ust.
Mgłą szkarłatna przesłoniła w oczach Gizelli park cały. I drzewa i kwiaty i słońce i szczebioty ptaszęce — wszystko zawirowało w jakimś tańcu szalonym, na rękach czuła, dotyk gorących warg cesarza. Zbudziła ją myśl, że przecie może to ktoś zobaczyć... W jednej chwili wyrwała dłonie