Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na ścianie głównej, oparty na posadzce stał jej portret naturalnej wielkości, osłonięty z obu stron pierzastymi wachlarzami olbrzymich palm.
Otaczające go ciemne aksamitne kotary, palmy i kwiaty sprawiały złudzenie żywej osoby, nie zaś portretu. Jakkolwiek cesarzowa znała tę swoją podobiznę, jednąk dopiero teraz zachwyciła się mistrzowską jej plastyką i może pierwszy raz w życiu ujrzała tak wyraźnie własną piękność. Uśmiech zadowolenia i niejako pogłaskanej ambicji wykwitł na jej ustach. Odwróciła się i ujrzała przed sobą duże ciemne biurko, zarzucone stertami książek i papierów. Na wierzchu leżał otwarty niedbale list, adresowany do księcia Swena Wenuczy‘ego.
— A więc to jego biurko, jego pokój — szepnęła Gizella, czując gwałtowne bicie serca.
Zaczęła gorączkowo, zachłannie oglądać wszystkie szczegóły pokoju, jakgdyby utrwalała w pamięci każdy przedmiot, wiedząc, że raz jeden tylko tu przebywa. Na biurku stały w ramach i porozwieszane były na ścianach jej podobizny, robione kredką lub farbami, w rogu stały marmurowe wazony i urny, pełne róż i azalji; wśród nich przykuwało oczy jej prześliczne alabastrowe popiersie, a nieco niżej przed niem na inkrustowanym pulpicie rozłożony był pergamin, zawierający słowa: „Przez Jej miłość i w miłości ku Niej Rekwedy zmartwychwstaną“.
Gizella stała oszołomiona. Jakieś myśli — błyski zawirowały jej w głowie, a potem nagle olśniła ją świadomość, dająca najwyższe zadowolenie, że on, mówiąc w imieniu narodu, przemawiał i w imieniu własnem. Ścisnęła dłońmi pałające skronie i osunąwszy się na fotel, zapadła w głęboką zadumę. Lecz jakaś nowa, żywa myśl uniosła ją z miejsca do parku. Południe. Dzień słoneczny. Wesoły. Gizella spostrzegła, że w samotności, w pustce bez treści nie wytrwa długo. Zapragnęła czyjegoś towarzystwa i jednocześnie uprzytomniła sobie, że z ludźmi, przebywającymi w zamku, zetknąć by się nie mogła za nic, za nic. Bez namysłu, obawiając się spotkania z kimkolwiek, przemknęła przez gąszcz drzew starych, minęła skałę pamiątkową i dąb odwieczny, zajaśniała białą wizją na łące kwiecistej i zatrzymała się na niej u wejścia do wyniosłej dąbrowy. Wśród skał bielił Isię zamek Awra Rawady, opłynięty z jednej strony srebrną mieniącą się szarfą Anudu. Cesarzowa zdyszana nieco za szybkim spacerem piła teraz pełną piersią przeczystość powietrza i z rozkoszą rozglądała się po ulubionym krajobrazie. Znęciły ją kwiaty łąkowe rosnące tu obficie. Z pieśnią na ustach zaczęła je rwać pełnemi garściami, czując w sobie zupełnie nowy