Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prąd życia, wyrywający się z nieprzepartą mocą z pod najgłębszych pokładów jej duszy. Uzbierała kwiatów różnobarwnych tak dużo, że miała ich całe naręcze, ułożone masą, niedbale. W skutek ciągłego pochylania się korona jej włosów rozluźniona opadła ciężko na plecy.
Z rozkoszą potrząsnęła w tył głową i — lśniący płaszcz włosów ciemnych, falistych opłynął ją aż do ziemi. Poczuła się piękną w tem pięknie ukwieconej przyrody i rozradowana jak dziewczę, które niesie swą urodę w darze komuś jedynemu, zawołała głośno na łąki i dąbrowę:
— Chcę być dziś najpiękniejszą dla was... kwiaty moje, dla was, łąki moje! dla ciebie...
Wtem głos jej zamarł. W zaroślach rozległ się gwałtowny tętent konia. Gizella zastygła w bezruchu, wielkie, szeroko otwarte oczy skierowała na skraj dróżki, ginącej w dąbrowie i zasłuchana w coraz bliższy łomot kopyt, czekała z zapartym oddechem...
Nagle zaczernił się wylot leśnej drogi, jakby chmura spadła na jasny skrawek łąki. Potężny rumak czarny, lśniący od potu, trzymany silnie w cuglach przez dzielnego jeźdźca, zjawił się z łoskotem pędu tuż przed Gizellą. Podniosła zdumione oczy i — wszystka krew spłynęła jej do serca.
— Książę!... — wydała lekki okrzyk i w jednej chwili, pchnięta jakimś gwałtownym a serdecznym odruchem, bezładną naręcz kwiatów rzuciła mu na siodło.
Rumak osadzony na miejscu wsparł się całą siłą na tylnych nogach i stanął na nich prawie pionowo; zanim jeździec zeskoczył na ziemię, Gizella była już w zaroślach, uczyniwszy wymowny znak ręką, że pragnie, by jej nie doganiał.
Książę Sweno zatrzymał się na siodle, oszołomiony niespodziewanem zjawiskiem... i tym znakiem wyrażającym jej żądanie. Stał pełen zdumienia pochylony całą postacią w jej stronę, jakby pragnął biec za nią i gonił białą jej sylwetkę dwoma gorącymi błyskami oczu tak długo, aż znikła mu zupełnie w gęstwinie. Wydała mu się wtedy podobna w przepychu swych włosów i w powiewnych sukniach raczej do leśnej boginki, niż do tej wielkiej pani, monarchini Sustji, którą pierwszy raz z oddalenia witał w Sterjocie. Zdjął kołpak z głowy i przetarł dłonią czoło, niby zbudzony ze snu, poczem spojrzał na kwiaty rozsypane na siodle, zgarnął je szybko, ukrył w zanadrzu swej kurty i pocwałował ostro w stronę zamku. Zatrzymał się chwilę pod pamiątkowym dębem, zamyślił się.