uśmiechach zauważyła niedwuznaczne porozumienie się ludzi będących z sobą w najściślejszych stosunkach.
Anna zrozumiała, że już dłużej tu nie wytrzyma, ucieknie sama. Bała się tych ludzi, nie wiedząc co z sobą począć. Nordica znowu przysunął twarz do niej i szeptał coraz bezczelniej.
Nagle w drzwiach stanął Horski.
Błyskawicznie rozejrzał się po sali. Zobaczył ich wreszcie tuż obok. Popatrzał na Andzię i Roberta, ona utkwiła w Horskim oczy rozszerzone, dojrzał w nich bardzo wiele; obrazę, wstyd, wstręt, a zarazem jakby lęk i przerażenie dziecka zbłąkanego w tłumie pijanych, nieme błaganie o ratunek. Prośbę w jej źrenicach Horski wyczytał tak wyraźną, że nie potrzebował słów. Powitał wszystkich dość chłodno i zaproszony skwapliwie przez Andzię siadł obok niej z drugiej strony.
Nordica namarszczył się zły, posiniał z gniewu Humbert i Lora, zamieniwszy z Oskarem kilka słów powrócili do własnej rozmowy. Horski natychmiast pochylił się do Andzi i rzekł po polsku:
— Odwiozę panią do domu, dobrze?...
— Ach panie, proszę mnie ratować, dłużej ani minuty! Widział pan?...
— Widzę wszystko. Odjeżdżamy zaraz.
Andzia wstała. Nordica ją przytrzymał.
— Dokąd pani?... Co to jest?...
— Żegnam pana, jadę do domu... — Wyrwała mu rękę.
— Do domu, z opiekunem?... — zaśmiał się podle. — Ja nie puszczę! Pani musi zostać z nami...
Znowu chwycił ją za rękaw i ciągnął do siebie.
Andzia zbladła śmiertelnie.
Horski odsunął ramię Nordicy z taką siłą, że tamten zachwiał się.
— Co to jest?... Ma foi! Skandal — wołał Robert — wytrzeszczając oczy na Horskiego.
Humbert próbował wstać z krzesła, lecz poczuł dziwną ociężałość i krzywiąc twarz boleśnie zawisł tak pomiędzy krzesłem i stołem, wsparty na nim rękami. Lora śmiała się. Nordica i Humbert protestowali głośno, podczas gdy Horski ubierał Andzię w płaszcz. Dziewczynie zęby szczękały. Robert skoczył do nich w pasji, ale Horski odgrodził go ręką od Andzi ruchem bardzo stanowczym, zmierzył obu panów wzrokiem tak zimnym, strasznym i przygważdżającym, że obaj cofnęli się w milczeniu.
Horski złożył sztywny ukłon Lorze, podał ramię Andzi i wyprowadził ją z sali.
Przywołał samojazd Nordiców.
— Do willi państwa von Bredov.
Ulokował Andzię i usiadł przy niej. Była wzburzona, drżąca na całem ciele, prawie pół przytomna.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/95
Wygląd
Ta strona została skorygowana.