Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rzeźwość nocy ocuciła ją.
— Ach panie... to ohydne! to... okropne.
— Nic nadzwyczajnego, nawet bardzo pospolite, tylko pani była tam zbyteczna. Skąd powstał taki zamiar?...
— Pojechaliśmy w góry na spacer, projekt Nordiców, nawet było bardzo ładnie, noc cudowna, potem tu zajechali. Czyż ja się mogłam spodziewać?...
— Jestem niezmiernie rad, żem panią wyratował.
— Wracałem także ze spaceru piechotą i poznałem automobil. Spytałem palacza, kto przybył, on mi powiedział, że i pani jest. Zdziwiłem się. Ale przeczucie mnie nie omyliło, pani była i miała wygląd torturowanej. To nie są ramy dla pani.
— Pan jest naprawdę bardzo dobry — rzekła serdecznym tonem i taki inny niż... tamci, taki inny.
Horski pochylił się ku niej.
— Jestem przedewszystkiem egoistą, pragnąłbym mieć panią... tylko dla siebie.
Andzia milcząc, podniosła na niego oczy zdziwione, on wyprostował się, patrzał na nią z pod rzęs, długo, bez słów. Nie przemogła tego spojrzenia, wolno spuściła powieki.
Samojazd stanął.
Horski pomógł jej wysiąść i wprowadził do przedsionka willi. Zatrzymał dłużej rękę jej w swojej i patrząc w oczy Andzi, rzekł z nikłym uśmiechem, akcentując pewnie słowa.
— Niech pani... pomimo to co powiedziałem, nie traci do mnie zaufania.
— Czy pani pamięta rozmowę naszą w la Turbie?...
— Pamiętam... i...
— Proszę nie kończyć. Trzeba odstąpić od stawianych przez siebie zbyt surowych warunków.
— Więc powtarzam... pomimo wszystko niech mi pani ufa.
Prędko pocałował jej rękę i odszedł. Lokaj zamknął drzwi.
Andzia wchodziła na schody z głową pełną chaosu, niewygasłego jeszcze wzburzenia i świeżego niepokoju.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Blady świt wpełzał do otwartego okna i omaszczał szaro-sinawym obrzaskiem siedzącą przy nim dziewczynę.
Andzia nie mogła spać, udręczona rozmyślaniami nie próbowała więcej snu, w białym szlafroczku, otulona ciepłym szalem, czuwała, patrząc na morze.
Wieczór ubiegły zdecydował zamiar, dojrzewający w niej już od pewnego czasu, postanowiła nieodwołalnie opuścić willę Nordiców i zamieszkać w Beaulieu, u przygodnej znajomej, która we własnej willi utrzymywała pensjonat.
Tam będzie uwolniona od towarzystwa Nordicy i Humberta, miała ich dosyć. Lora ją razi na każdym kroku. Kilka tygodni jeszcze spędzi na Riwierze, ale inaczej po swojemu.