Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Panna Ewelina zapamiętała te bluźnierstwa, czuła by się jednak spokojniejszą, gdyby Horski był czarny.
Tarłówna powróciwszy do ludzi, po swych samotnych rozmyślaniach wpadła znowu w wir zabawy, hulaszczy trochę. Tylko już nie grała w Kasynie, oddawszy jego kasie całą poprzednio wygraną sumę.
Rzuciła ją na stół trent‘a jednym zamachem, wiedząc, że przegra na czarnym, podczas dużej serji koloru czerwonego.
Wówczas zobaczyła znowu nieznajomego mężczyznę o chytrej twarzy, który gładząc długie wąsy, przypatrywał jej się bacznie. Uważa na każdy jej ruch.
Andzię porwał gniew gwłtowny. Zmierzyła natręta ostrem spojrzeniem z powtórnem, jakoby wewnętrznem przekonaniem,, że to jest jakiś szpieg na nią nasłany.
Z ulgą wyszła z Kasyna, by więcej nie wracać.
Projektowane wycieczki z Horskim nie udawały się. Nordica był ciągle i roztaczał swój wpływ na towarzystwo, któremu i Andzia poddawała się mimowoli. Chciała oszołomić swój umysł, zatonąć w chaosie, skąd za kilka tygodni wypłynąć miała na ponure horyzonty swego przeznaczenia. Postanowiła bowiem nieodwołalnie, na Wielkanoc wracać do kraju i poślubić Jana.
Niech się to raz spełni. A teraz pić, pić z zachłannością musujący szampan zabawy, swobody, który nie czaruje, ale daje zapomnienie.
Będzie czas na ocknięcie się, straszna szarzyzna jej życia, leży przed nią i czeka na nią. Jak kiedyś we śnie w Wilczarach, gdy po rozpłyniętym, purpurowym kwiecie, szare, błotne otoczyły ją rozłogi. Śpiewały nad nią sonety chóry jakieś nieziemskie, lecz u stóp jej leżał zwój pergaminu z treścią jej życia i dewizą jego — Miej Boga w sercu...
...Miej Boga w sercu, Hańdziu — wołało w duszy jej pełnej żalu.
Napróżno! Jakieś szatańskie porywy chwytały ją w swe szpony.
Bawić się, szaleć, warjować.
Odpisała do Jana krótko, zapewniła o swym przyjeździe i o ślubie. Wyrywała słowa z siebie z taką męką, jakby kawałkując własne serce, z rozkoszą tyrańską patrząc na ociekającą krew.
Gdy list został wysłany, opanowała Andzię rozpacz, chciała cofać go telegraficznie z ostatniej poczty. Poco Jana upewniać, niech by on wiedział, że ona się waha, że dotrzymanie przysięgi to dla niej niemal śmierć. Poco było nowe dawać mu nadzieje?
Anna cierpiała strasznie, nawet nie przeczuwając, że list jej pełen obietnic, zrezygnowany i łagodny, był jednakże negatywą jej zapewnień, którą łatwo można dostrzec między