Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Delikatnie wziął obie jej ręce. Głos jego był miękki w tonie. Odrazu ujął Andzię.
Spojrzała mu w oczy, patrzał na nią łagodnie, przejmująco.
— Co jest mojej... ślicznej Anni?... Jakieś smutki?... Trzeba je odrzucić precz.
— A jeżeli są uparte i dokuczają?...
— To je wyrwać z korzeniem raz na zawsze.
— Mam pełną duszę rozterki dziwnej, szarpie mnie... niepokój... smutno mi trochę i tak jakoś... jakoś...
— No co?... Wyspowiadać się przed narzeczonym.
Miękkość jego brała ją nieprzeparcie, znowu magnetyzował ją, znowu czuła jego moc nad sobą.
— Nie wiem... czy damy sobie wzajemnie szczęście?... — szepnęła.
— Och, no, niechże pani nie będzie szablonową. To nie jest w jej typie. Niech to pani zostawi całej plejadzie panien, które, pod zakład, mówią to samo narzeczonym, nazajutrz po zaręczynach. Wczoraj była pani sobą, dziś czuję nastrój wywołany przez pannę Ewelinę. Hm!... Sądzę, że teraz mój wpływ powinien być dominującym. Przechodzi pani z pod opieki Lińci pod moją. Czy panią to przeraża?
— Nie, lecz zdumiewa.
— No to uczucie nie straszne przynajmniej. Pragnąłbym jednak, aby ponadto było coś więcej, wyłącznie dla mnie. Moja Anni! Moja. Słyszysz?...
— Więc to już naprawdę? Już stanowczo?
— Nie jesteśmy chyba na scenie?
— Tak. Ale zastanowiłam się, że to ma nastąpić trochę za gwałtownie. Można ślub odłożyć na parę miesięcy. Odrazu po śmierci Jana, to za prędko, to mnie razi.
— Ja tego nie uznaję za powód do odkładania ślubu. Jaki cel?... Wszak pani Smoczyńskiego nie kochała?...
— W każdym razie był moim narzeczonym, kuzynem, to obowiązuje. Tak sobie przejść nad jego zgonem do porządku dziennego, nie wydaje mi się etycznem.
Andzia, mówiąc to, myślała jednocześnie, że po śmierci Andrzeja przez trzy lata nie zdjęła z siebie czarnej sukni, nie wypleniła z duszy okrutnej żałoby.
Jeszcze teraz, będąc po słowie z Horskim, czuje gorzki wyrzut, że jednak sprzeniewierza się pamięci Andrzeja.
Zawsze Andrzeja, nie Jasia.
...Horski prawdę powiedział, skoro Jana nie kochała, nie należy mistyfikować żałoby po nim. Dla pospolitego kodeksu światowego?... Dla zwyczaju jedynie?... Blaga, blaga, fałsz.
Żałuję Jana jak brata?... Ależ to braterstwo splotło się tak krytycznie z przeraźliwą niechęcią do małżeństwa z Janem, że zatarte są wszelkie ślady dawnych dla niego uczuć siostrza-