Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
I.
Na szynach.

Szeroka łąka i poręba wśród gęstych lasów wołyńskich nurzała się w czerwieni zachodzącego słońca. Okrywała ją bujna, wszechpotężna fala roślin, traw i kwiecia cudnego. Pomiędzy pniami ściętych drzew, poziomki rumieniły się gęsto; jagody ich duże, przejrzałe, zwisły ciężkie z wątłych szypułek, sokiem, zda się, kapiąc na trawy. Przyroda burzyła się tu namiętną mocą tworzenia. Jej oddech gorący odczuwa się wszędzie; w prądach powietrza, które rozszerza ciała roślin, nadając im kształty niesłychane i wschodnie przepyszne barwy; w ziemi czarnej i lśniącej, która sama będąc magnatką gleby, okrywa się miljardami tworzyw roślinnych, pięknych jak z bajki, karmiąc je piersiami nabranemi słodyczą żyzną i wonią. Ziemia tu kwitnie, pachnie, poczynając w swem łonie co raz nowe twory. Czuć niemal bulgotanie soków w jej żyłach, szmer jej krwi wartkiej, wyrzucającej na powierzchnię ciała — cuda za cudami.
Jest połowa czerwca. Kwitnienie przechodzi w egzaltację kwitnienia, w szał rozrostu, w potęgę czynu.
Kwiaty, zioła, trawy, jagody, chwasty wszystko pędzi do góry z zapałem i fantazją, plącząc się chaotycznie, tworząc nieprzebity zwał kolorowy, a tak świeży i nieruszony w swych urokach, jakby bór dziewiczy. W niektórych miejscach człowiek może się skryć zupełnie, a bieg zająca oznaczają tylko drżące czuby roślin. Kolczaste osty, bodziaki wołyńskie wystrzeliły po nad ten ocean kwiecia, niby latarnie morskie lub bocianie gniazda okrętów wśród wodnych roztoczy.
Nad tem bogactwem ziemi świeciła krwawa ściana zachodu, na skłonie oślepiająco jaskrawa, w górę zaś nieba pocięta na lite pasy kradzione z tęczy. Przeważał seledin i róż; ciemny fiolet pojedyńczych pasm okalał się złotą taśmą, dymek brunatny obłoków pełznie, zmienia cienie i niknie zagłuszony świetlistością. Wskroś całej łąki i poręby bieleje suchą, pias-