Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chciała sprzeczki z ojczymem, ale przestała mu wierzyć. Czuła doń wstręt i obawę.
Nie śmiała w sumieniu swem czynić Kościeszy wyraźnie winnym śmierci Andrzeja, a jednak nurtowała jej duszę pewność straszna, że on był jej pośrednim sprawcą.
Ogarniał ją przestrach, że jest pod dachem takiego człowieka i że jest on jej ojczymem.
To znowu dręczyły ją wyrzuty sumienia, że może posądza niewinnie: tak okrutna zbrodnia czyż może ciężyć na mężu jej zmarłej matki?...
Stanęły jej w myśli zwłoki Chwed’ka, słowa Grześka utkwiły jej w pamięci.
Wzdrygnęła się.
Ten chłop potworny to był wspólnik, wykonawca... więc go nie zostawił przy życiu. Wszystko przewidziane, wszystko brał w rachubę...
...Ale można szeptać, posądzać po cichu... nie wolno oskarżać. Wszak śledztwo było, były robione starania, aby wykryć zbrodniarza, bo w wypadek prawie nikt nie wierzył. Długo szukano powodu kuli zbłąkanej. Sędzia śledczy przyjeżdżał do Temnego hradu, zjechała cała komisja. Specjaliści badali tę sprawę sumiennie, z zainteresowaniem.
Konstanty Olelkowicz niczego nie zaniedbał. Hadziewicz, Drohobycki, wszyscy sąsiedzi Andrzeja pomagali mu gorliwie. I nic. Ręce im opadły, energja osłabła, nawet cienia dowodu nie znaleziono.
Po odkryciu zwłok Chwed’ka, Grześko sam z własnej inicjatywy, cichaczem wezwał sędziego śledczego i Konstantego Olelkowicza. Ale i tu nic decydującego nie wykryto; zwłoki miały już ślady rozkładu, które mróz wstrzymał, ponadto na twarzy, szyi i piersiach rany od wilczych kłów. Zmarzł i wilki go rozszarpały. To zapisano w protokóle.
Wszystko było ciemne, żadnych wyraźnych poszlak, ani podejrzeń na Kościeszę, prócz jego znanej niechęci dla zmarłego Andrzeja. Ale to nie wystarczało. Tylko Grześko kręcił głową wątpiąco. Stary borowy był pewny, że Andrzeja zabił Chwed’ko. Chwed‘ka zaś Kościesza. Tak on, jak i Andzia nie zdradzili się przed nikim ze swych okropnych podejrzeń, czuli jednak, że i więcej osób w skrytości tak samo myśli. Przenikał Andzię dreszcz zgrozy i obrzydzenia.
Wyczerpana doszczętnie, czuwaniem nad ciotką, położyła się wcześnie i zasnęła snem kamiennym. Nie słyszała, że późnym wieczorem przybiegła Butkowska ze Smoczewa, wyr-