Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jaśku, co tobie jest? Wyznaj mi szczerze wszystko, ja cię zrozumię, zobaczysz.
Milczał.
— Widzisz, Jaśku, ja wiem, że położenie twoje bardzo jest niemiłe; matka chora wymagałaby wyłącznej i starannej, kuracji... Wasz Smoczew leży prawie odłogiem, bo cóż tam zasiewy, wiele nie dadzą... teraz znowu ucieczka Lory...
Jan żachnął się.
— Ach Lora... można się było tego po niej spodziewać, wstyd tylko, hańbę przyniosła naszej rodzinie i pogorszyła stan mamy, ale to jeszcze klęska nie ostateczna.
Nerwowym ruchem uścisnął rękę Tarłówny.
— Zapomniałem ci Andziu, podziękować z całej duszy za twoją opiekę nad mamą i Smoczewem. Wiem od pana Kadłubka, że gdyby nie ty, Smoczew nie byłby nawet zasiany na jesieni; tyś zaglądała sama we wszystko. Nie umiem ci nawet wyrazić swej wdzięczności. Jesteś bardzo dobra.
Głos mu drgnął rozrzewnieniem.
— Uspokój się Jasiu, to był nasz obowiązek, mój i ojczyma.
Jan zaśmiał się nienaturalnie.
— Andziu, to właściwie nie był obowiązek, tylko dobroć, ale twoja, nie mów o ojczymie, bo ci bowiem stale przeszkadzał, wiem to dobrze. To jest moja bolączka, moja rana w sercu, że ja matki zabrać z sobą nie mogę do Moskwy, nie mogę ulokować jej w Smoczewie, bo... nie mam gdzie. Chciałem wyporządkować dla niej czworak, jedyny na tych zgliszczach, lecz matka nie chce za nic. Przyzwyczajona do wygód, rozpieszczona, nie może mnie zrozumieć. Teraz szczególnie po ucieczce Lory powinienem sam zaopiekować się matką, trzebaby odbudować dom w Smoczewie, lecz już zapomnieć o naukach, albo sprzedać Smoczew.
— Ciocia nie chce o tem słuchać, nie można jej robić takiej przykrości, to by ją dobiło. Jasiu, posłuchaj, mamą i Smoczewem ja się opiekuję, bądź pewien, że będę dla niej drugą córką.
— Ty, Andziu, wyjdziesz za mąż.
Powiedział to takim ostrym i przykrym tonem, że dziewczyna spojrzała na niego z wymówką.
— Czyżbyś i ty potępiał mój wybór?...
— Nie mam do tego prawa — odrzekł zimno.
— I nie masz podstawy, bo sam znasz pana Andrzeja i wiesz co o nim sądzić. Gdy go zaślubię, on uszanuje na pewno wszystkie moje pragnienia i zobowiązania moralne.
— To jest jakie, Andziu?
— Będziemy się wspólnie opiekowali ciocią i Smoczewem, do czasu aż ty skończysz uniwersytet. Ciocia będzie mi matką.