Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tam, pod portretem, kazałem ustawić mu ostatnie wzniesienie — tam śpi teraz, a świecznik antyczny, którym witał dwukrotnie Poboga na Krążu, jarzący się światłem, stoi przy jego głowie. Okna mahoniowej sali w zam ku świecą dziś czysto ziemskim, czerwono-złotym blaskiem mnóstwa gorejących świec.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Po zajściach w zamku już, o zachodzie słońca, odprowadzałem babkę do pawilonu. Na dziedzińcu zamkowym ujrzałem z przykrością tłum służby zebranej tu w uroczystym nastroju. Zawahałem się, czy babkę prowadzić tędy. Zauważyła to i szepnęła półgłosem:
— Idźmy, mogę już wszystko znieść.
Szliśmy pośród tłumu; rozstępował się przed nami w milczeniu.
Czerwone refleksy zachodzącego słońca rzuciły na białą twarz babki żywszy złotawy blask. Nie tknął on jednak czarnych głębin jej oczu, w których nie było już dawnego wyrazu męki, jeno rezygnacja zupełna, przygniatająca.
Szła odważnie, wyprostowana, patrząc gdzieś przed siebie. Tak może bohaterzy idą na szafot. Ona wracała ze swojej Golgoty.
Tłum pochylił się w cichym ukłonie, oczy wszystkich wlepione były we mnie z tak wyraźną radością, tak serdecznie, że czułem się, w tej właśnie chwili, skrępowany tym objawem życzliwości. Ze względu na babkę było mi nawet bardzo przykro.
A ona rzekła półszeptem i miękko:
— Ciebie witają, Romku, nie krępuj się mną, okaż